"Rzeczpospolita": Był pan mecenas zwolennikiem noweli ustawy o IPN, wprowadzenia przepisów do zwalczania wypowiedzi o „polskich obozach", jak pan ją teraz ocenia?
Lech Obara: Byłem i jestem zwolennikiem przepisów mających penalizować pomawianie Polski i Polaków o współudział w tworzeniu obozów zagłady, które przecież były dziełem niemieckiego okupanta. Takie stanowisko Stowarzyszenia Patria Nostra zostało przekazane Ministerstwu Sprawiedliwości jeszcze na etapie konsultacji społecznych projektu. Jednocześnie jednak Stowarzyszenie wskazywało, że sposób, w jaki przepis ten został sformułowany, będzie przedmiotem słusznej krytyki, a nawet w przypadku jego ustanowienia, może nie być efektywny.
Jakie to były konkretnie zastrzeżenia?
- Dotyczyły zasadniczo dwóch kwestii tj. braku dostatecznie precyzyjnego określenia znamion przestępstwa i wprowadzenia kontratypu badań naukowych. W pierwszym zastrzeżeniu chodziło o to, że przepis generalnie dotyczył zbrodni nazistowskich popełnionych w imieniu III Rzeszy. W efekcie istniało zagrożenie, że polskie organy ścigania dalej (tak jak czyniły dotychczas) będą odmawiały prowadzenia spraw, podnosząc, że zwalczane przez nas określenia nie pomawiają Polski i Polaków o zbrodnie nazistowskie, a miały jedynie na celu oznaczenie geograficzne. Z kolei drugie zastrzeżenie dotyczyło niezrozumiałego ustawowego wyjątku dla naukowców, którzy będą sobie pozwalali na przypisywanie Polsce i Polakom sprawstw zbrodni tworzenia i prowadzenia obozów zagłady.
Obecnego ostrego sporu – na linia Polska- Izrael - chyba nikt nie przewidział.