16 deweloperów z rynku kapitałowego w 2020 r. sprzedało 22,3 tys. mieszkań – mimo pandemii o tylko 5,8 proc. mniej niż rok wcześniej. Poprzednia korekta, z 2018 r., sięgnęła 11 proc. – i to przy innych poziomach cen. Jak sygnalizuje firma JLL, prawie 6-proc. spadek to znacznie lepszy rezultat niż na szerokim rynku (dane poznamy w tym tygodniu). Sam IV kwartał okazał się najlepszy w 2020 r., giełdowe firmy sprzedały blisko 6,7 tys. lokali, z czego 1,13 tys. Dom Development, notując nowy rekord. Z kolei najlepsze wyniki roczne uzyskały Ronson i Echo.

– Stopniowe ograniczenie popytu w 2020 r. przewidywane było jeszcze przed wystąpieniem pandemii, m.in. ze względu na coraz wyższe ceny mieszkań, tymczasem niektórzy deweloperzy sprzedali ich nawet więcej niż w 2019 r. Mimo obiektywnego pogorszenia sytuacji epidemicznej IV kwartał okazał się dla spółek najlepszy – komentuje Agnieszka Mikulska, ekspert rynku mieszkaniowego w CBRE. – Wszystko wskazuje na to, że w 2021 r. niskie stopy procentowe będą wciąż wspierać popyt na mieszkania. Również ewentualny sukces programu szczepień i stopniowe wygaszanie pandemii ma szansę poprawić otoczenie ekonomiczne i nastroje konsumentów – dodaje.

Zdaniem ekspertki paradoksalnie dla części deweloperów wciąż trudniejsze może być zapewnienie odpowiedniej podaży z uwagi na przedłużające się procedury administracyjne czy kłopoty z uzupełnianiem banku ziemi.

Bartosz Turek, główny ekonomista HRE Investments, podkreśla, że Polacy, nauczeni pierwszym lockdownem, nie rezygnują z zakupów mieszkań. – Wielu z nich widzi w mieszkaniówce bezpieczną przystań dla kapitału, ochronę przed inflacją, zyski 20–30 razy wyższe niż na przeciętnej rocznej lokacie i akceptowalny w niepewnych czasach poziom ryzyka – mówi Bartosz Turek. – W tym roku spodziewam się sprzedaży mieszkań lepszej niż w 2020 r., a jeśli przewagę będą mieć czynniki pozytywne, to nawet lepszej niż w 2019 r. Potencjalnych czynników ryzyka jest oczywiście sporo, np. nieskuteczny program szczepień, ostre hamowanie w gospodarce, załamanie na rynku pracy czy taki wzrost inflacji, któremu musiałaby przeciwdziałać RPP, ale są to raczej mało prawdopodobne scenariusze – podsumowuje Bartosz Turek.