Gdy w marcu 2008 r. na prośbę białoruskich władz Mińsk opuszczała ambasador Karen Stewart, odprowadzały ją na lotnisko kamery telewizji rządowej. Propaganda białoruska przedstawiała wtedy Stany Zjednoczone jako „głównego wroga” i „sponsora białoruskiej opozycji”.
Wszystko po tym, jak USA nałożyły sankcje na państwowy koncern naftowy Biełnieftiechim i kilka związanych z nim przedsiębiorstw, narażając tym samym Mińsk na wielomilionowe straty. Przedtem prezydent USA George W. Bush wprowadził sankcje personalne wobec rządzącego od 1994 r. Aleksandra Łukaszenki i kilku najbliższych osób z jego otoczenia. Oficjalnie w Waszyngtonie mówiło się o współpracy białoruskich koncernów z Iranem.
Przeczytaj wywiad z jednym z liderów białoruskiej opozycji: Aleksandr Milinkiewicz: Jeden naród? Nie jesteśmy Rosjanami
W białoruskim środowisku demokratycznym nikt wtedy jednak nie miał wątpliwości, że ostateczna decyzja zapadła po wizycie w Białym Domu córki najbardziej znanego wtedy białoruskiego więźnia politycznego Aleksandra Kazulina. To były rektor Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego, który wystartował w wyborach prezydenckich w 2006 r. Powyborcze protesty spacyfikowano, a Kazulina skazano na sześć lat więzienia.
Łukaszenko ułaskawił go kilka miesięcy po tym, jak USA wprowadziły sankcje gospodarcze, ale to niewiele pomogło. Waszyngton zawiesił sankcje dopiero w 2015 r., a przez 11 lat Białorusini musieli jeździć po amerykańską wizę do Moskwy lub Warszawy.