Duży i wciąż rosnący popyt na kredyty mieszkaniowe utrzymuje się od paru lat. Do końca sierpnia udzielono ich za 42,9 mld zł, o ponad 13 proc. więcej niż rok wcześniej. Ten rok będzie najlepszy od ponad dekady, ale to głównie zasługa tylko paru mocno aktywnych na tym rynku banków.
Czytaj także: Ranking kredytów hipotecznych 2019. 300 tys. zł na 25 lat
Z danych Biura Informacji Kredytowej wynika, że we wrześniu tego roku udział pierwszych sześciu najaktywniejszych pod względem sprzedaży kredytów mieszkaniowych banków wzrósł do 85,4 proc. To wprawdzie nieco mniej niż rekordowe 88 proc. zanotowane chwilowo w styczniu 2018 r., ale wyraźnie więcej niż 80 proc. w 2015 r. czy zaledwie 73 proc. osiągnięte jeszcze w 2013 r.
Rosnący w ostatnich latach udział pierwszej szóstki to efekt przede wszystkim konsolidacji polskiego sektora bankowego. Liczba banków malała, ubywało szczególnie tych mniejszych, zaś te większe jeszcze się umacniały na swojej pozycji: nie tylko dlatego, że to one przejmowały, ale także z powodu korzyści płynących z przejęć i fuzji. Większa skala daje dużym bankom zwykle niższe koszty finansowania, płynność, zdolność do wzrostu akcji kredytowej czy wyższą efektywność kosztową i rentowność. Dzięki temu mogą zaoferować bardziej atrakcyjne i konkurencyjne produkty, więc zdobywają klientów. Koło się zamyka.
Do niskich stóp procentowych doszedł w 2016 r. podatek bankowy, co oznaczało kolejny cios w rentowność sektora. Hipoteki to produkt niskomarżowy i mrożący sporo kapitału na długi okres, więc małe banki, borykające się z niską rentownością lub niedoborami kapitału, nie sprzedawały hipotek. W grupie tej były też mniejsze banki frankowe, jak np. BPH, Raiffeisen Polbank czy Deutsche Bank Polska, które zostały przejęte później przez dużych graczy. Zamiast hipotek takie banki koncentrowały się na produktach, które szybko rotują, nie angażują tak dużo kapitału i są bardziej rentowne, jak np. kredyty konsumenckie czy faktoring.