Reklama

Salmonelloza znowu groźna

Liczba zachorowań na salmonellozę jest nadal wysoka. To psuje opinię polskim producentom drobiu.

Aktualizacja: 29.08.2017 20:27 Publikacja: 28.08.2017 18:38

Według epidemiologów problem ze zwiększeniem częstotliwości występowania salmonellozy u ludzi nasili

Według epidemiologów problem ze zwiększeniem częstotliwości występowania salmonellozy u ludzi nasilił się wraz ze wzrostem koncentracji produkcji zwierzęcej.

Foto: shutterstock

2017 r. jest kolejnym z rzędu, w którym utrzymuje się dwucyfrowy wzrost liczby zachorowań na salmonellozę. Podtrzymanie złego trendu jest niepokojące. Z dwóch powodów. Proporcjonalnie rosną koszty leczenia ludzi, które wynoszą już ponad 20 mln zł rocznie. Dużo gorsze skutki dotkną producentów jaj, którzy tracą zagranicznych odbiorów. Tylko w tym roku ich przychody z eksportu będą niższe o co najmniej 10 proc., czyli o 100 mln zł. Problemy mogą mieć także producenci drobiu.

W I półroczu 2017 r. w Polsce odnotowano 3 716 przypadków salmonellozy wśród ludzi, o 15,5 proc. więcej niż w tym samym okresie ub.r. – wynika z meldunków epidemiologicznych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny. To niechlubna kontynuacja trendu, który wzmocnił się znacząco w 2016 r. Wtedy chorobę zakaźną zdiagnozowano u 10 025 Polaków, o 16 proc. więcej niż rok wcześniej. W ubiegłym roku pierwszy raz od sześciu lat znów została przekroczona bariera 10 tys. zachorowań rocznie, o czym „Rzeczpospolita" informowała jako pierwsza.

Pogorszenie od początku 2017 r.

O ile w 2016 r. decydujące było II półrocze, gdy odnotowano 957 przypadków więcej (blisko 70 proc. ubiegłorocznego przyrostu), to 2017 r. już od pierwszych miesięcy prezentuje się fatalnie. W styczniu liczba zachorowań wzrosła rok do roku o 36,9 proc. (było o 147 przypadków więcej), w lutym chorych było o 40,5 proc. więcej (wzrost o 133 przypadki). To nietypowa sytuacja, bo zimą z reguły jest najmniej zachorowań na salmonellozę. Na razie w 2017 r. tylko w dwóch miesiącach odnotowano niewielki spadek liczby chorych, licząc rok do roku: w maju (o dziesięć przypadków mniej) i lipcu (o sześć mniej).

W sumie w tym roku salmonellozę zdiagnozowano już u 4247 chorych, co jest wynikiem najgorszym od 2007 r. Wiele wskazuje więc na to, że w 2017 r. znów zostanie pobity niechlubny rekord. Tym bardziej, że galopujące statystyki napędza coś, o czym Polacy powinni już dawno zapomnieć – zbiorowe zatrucia. W tym roku doszło do około dziesięciu takich zdarzeń, m.in. w Zamościu, Rzeszowie, we Wrocławiu, w Łodzi czy Chotomowie, gdzie w gminnym przedszkolu zatruło się 100 dzieci. Główne źródła zakażenia to potrawy z jaj i drobiu.

Brud i rosnące koszty leczenia

Wzrost jest o tyle zastanawiający, że o ile Główny Inspektorat Sanitarny, publikujący na stronach internetowych ostrzeżenia dotyczące niebezpiecznej czy zakażonej żywności, w 2016 r. wydał cztery komunikaty ostrzegające przed zakupem jaj skażonych Salmonella enteritidis, to w tym roku żadnego. Wygląda więc na to, że do sklepów nie wprowadzono skażonych produktów. Tylko raz, w czerwcu lokalne media podawały, że źródłem zbiorowego zatrucia w Rzeszowie były omlety z zestawów dietetycznych, wykonane przez firmę Gino's Fit z jaj zakupionych w tamtejszym hipermarkecie E.Leclerc. GIS wówczas milczał.

Reklama
Reklama

We wszystkich tegorocznych przypadkach zbiorowych zakażeń źródłem były potrawy z jaj i mięsa drobiowego przygotowane przez firmy cateringowe i stołówki. Przypadki badali powiatowi inspektorzy sanitarni, śledztwo przynajmniej kilka razy wszczynała, ze względu na duże zagrożenie dla życia, prokuratura (sankcja to trzy lata więzienia). W sumie, według doniesień medialnych, zakażeniu uległo około 400 osób, w tym 150 dzieci. Hospitalizowano 250 dorosłych i 100 dzieci.

W Polsce leczenie jednego przypadku salmonellozy kosztuje od 1 do 2 tys. zł. Wzrost liczby zakażonych spowoduje więc wzrost wydatków na leczenie refundowane przez NFZ nawet do 23 mln zł. Do tego dochodzą koszty absencji pracowników, w tym rodziców i opiekunów dzieci. To kolejne miliony złotych.

Niedoceniany problem

Według epidemiologów problem ze zwiększeniem częstotliwości występowania salmonelloz u ludzi nasilił się wraz ze wzrostem koncentracji produkcji zwierzęcej i powstaniem dużych ferm hodowlanych, zajmujących się przemysłową produkcją jaj, drobiu i trzody chlewnej.

– Wywołujące salmonellozy Gram-ujemne pałeczki z rodzaju Salmonella potrafią namnażać się nie tylko w organizmie zwierząt i człowieka, ale także przenosić się ze zwierząt na człowieka i odwrotnie. Co niezwykle istotne, mogą namnażać się poza żywymi organizmami, o ile tylko natrafią na sprzyjające warunki – wilgoć, ciepło i obecność białka w najbliższym środowisku – potwierdza prof. Romuald Zabielski z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.

Rząd koalicji PO–PSL zakazał od 31 grudnia 2015 r. wprowadzania do obrotu preparatów biobójczych z formaldehydem, które skutecznie zwalczały bakterie, dodawanych do pasz przemysłowych dla drobiu i trzody chlewnej, a od 1 lipca ub.r. nie można ich w ogóle sprzedawać. Od tego czasu w Polsce gwałtownie wzrosła liczba zachorowań na salmonellozę.

Rząd PiS nie chce zmienić decyzji poprzedników. – Producenci pasz stosują obecnie mieszaniny kwasów organicznych (np. cytrynowy, mrówkowy i fumarowy), tylko że badania wykazały ich słabszą skuteczność w zapobieganiu rozwojowi pałeczek salmonelli, podobnie jak dodatków roślinnych (np. bazylii i oregano). W badaniach najwyżej oceniono skuteczność dodatku formaldehydu i mieszanin kwasów tłuszczowych o średniej długości łańcucha (kapronowego, kaprylowego i kaprowego), przy czym kwasy hamują przyrost masy brojlerów – dodaje prof. Zabielski.

Reklama
Reklama

Skutek: średnia liczba próbek pasz skażonych bakteriami salmonelli w Polsce jest około dwukrotnie wyższa od średniej w Unii Europejskiej, a nasz kraj jest przodującym producentem jaj oraz mięsa drobiowego i wieprzowego w UE.

Polskie jaja na czarnej liście

Zwiększone wydatki na leczenie z budżetu to nic w porównaniu ze stratami, jakie z powodu coraz częstszych przypadków ognisk salmonellozy i wzrostu liczby chorych mogą właśnie ponieść krajowi producenci jaj i branża drobiarska, a z nimi gospodarka. Jako pierwsi zwrócili na to uwagę analitycy Credit Agricole Bank Polska. W biuletynie dla agrobiznesu „Agromapa – wiosna 2017" napisali, że od stycznia do listopada ub.r. polski eksport jaj zwiększył się o 2,9 proc. rok do roku, wobec wzrostu o 11,4 proc. w analogicznym okresie 2015 r. Według nich w IV kwartale 2016 r. istotnym czynnikiem oddziałującym na obniżenie dynamiki eksportu były przypadki salmonelli wykryte w kilku partiach jaj pochodzących z Polski.

19 października ub.r. w unijnym systemie szybkiego ostrzegania o niebezpiecznych produktach RASFF  (Rapid Alert System for Food and Feed of the European Union) pojawiły się ostrzeżenia o wykryciu bakterii na jajach pochodzących z Ferm Drobiu Woźniak. Ta wielkopolska firma jest największym polskim i europejskim producentem jaj konsumpcyjnych. 12 listopada ub.r. po oskarżeniach o skażeniu jaj salmonellą jej właściciel prewencyjnie zdecydował o wstrzymaniu produkcji i dostaw do czasu całkowitego zbadania zarzutów związanych z alertem RASFF. Firma eksportowała jaja na 30 rynków świata. Dostawy zostały wznowione w połowie marca 2017 r.

100 mln zł mniej z eksportu jaj

Fermy Drobiu Woźniak nie ujawniają strat, jakie poniosły. Skutki ich decyzji są jednak widoczne w danych statystycznych. O ile w 2016 r. można było mówić o spowolnieniu ekspansji eksportowej, to w 2017 r. polscy producenci przeżywają załamanie. W I kwartale br. polski eksport jaj zmniejszył się o 24,3 proc. w porównaniu rok do roku, wobec wzrostu o 36,2 proc. w analogicznym okresie 2016 r. – informowali w kolejnym biuletynie analitycy. Powód? Nadpodaż jaj po epidemii ptasiej grypy i salmonelloza. Eksperci przyznają, że spadek eksportu to także skutek kłopotów Ferm Drobiu Woźniak. – Z uwagi na znaczący udział tej firmy w rynku miało to negatywny wpływ na polski eksport – mówi Jakub Olipra z Departamentu Analiz Makroekonomicznych w Credit Agricole Bank Polska.

To oznaczałoby, że mimo wznowienia produkcji przez Fermy Drobiu Woźniak krajowy potentat ma problemy z powrotem na rynki eksportowe. Taka sytuacja może się jeszcze utrzymać. Według Jakuba Olipry po słabym I kwartale, kiedy eksport jaj historycznie osiągał swoje sezonowe maksimum, w całym 2017 r. najprawdopodobniej branża odnotuje spadek eksportu o ok. 10 proc. Oznaczałoby to, że tegoroczne przychody eksportowe polskich producentów jaj mogą być niższe o ok. 25 mln euro, czyli 100 mln zł.

Drób (nie)zagrożony

Według danych Komisji Europejskiej w Polsce w ub.r. wyprodukowano 590 tys. ton jaj (wzrost o 1,1 proc.), co dawało nam dziewiątą pozycję w Unii Europejskiej (pod względem wolumenu jaj konsumpcyjnych zajmujemy siódmą pozycję, a wylęgowych trzecią). Problemy producentów jaj to nic w porównaniu z kłopotami, w które z powodu szerzącej się salmonellozy może wpaść także branża drobiarska.

Reklama
Reklama

Polska jest największym producentem mięsa drobiowego w UE – w 2016 r. nasze firmy wyprodukowały 2,5 mln ton mięsa, z czego 1,06 mln ton trafiło za granicę, o 16,2 proc. więcej niż rok wcześniej. Przychody z eksportu mięsa drobiowego wyniosły 1,8 mld euro (import był marginalny). W I kwartale tempo wzrostu eksportu wyhamowało do 10 proc. wobec wzrostu o 16,4 proc. w analogicznym okresie 2016 r. W systemie RASFF w tym roku ukazało się ponad 40 ostrzeżeń o polskich produktach drobiowych skażonych salmonellą, rok wcześniej było ich 27, a dwa lata temu 17.

Wygląda na to, że zagraniczni odbiorcy są coraz bardziej wstrzemięźliwi w składaniu nowych zamówień. W tej sytuacji branża woli dmuchać na zimne. Krajowa Rada Drobiarstwa – Izba Gospodarcza, zrzeszająca największych producentów, zwróciła się niedawno do ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela, aby formaldehyd mógł być używany jako narzędzie do walki z salmonellą na etapie produkcji pasz. Apeluje, aby 11–13 września opowiedział się za tym rozwiązaniem na posiedzeniu Stałego Komitetu ds. Roślin, Zwierząt, Żywności i Pasz – Sekcji Żywienie Zwierząt, podczas którego będzie omawiany projekt rozporządzenia KE w tej sprawie. Na razie Polska jest wśród pięciu państw, które są temu przeciwne.

Bakteria niebezpieczna dla ludzi

W Polsce, podobnie jak w innych krajach rozwiniętych, dominują salmonellozy jelitowe powodowane głównie przez pałeczki Salmonella enteritidis. Choroba objawia się z reguły: bólami brzucha, gorączką, biegunką, odwodnieniem, nudnościami i wymiotami. I choć stopień hospitalizacji wynosi ok. 70 proc., ustępują najczęściej po kilku dniach. U małych dzieci, osób starszych lub z obniżoną odpornością może rozwinąć się w tzw. postać pozajelitową, o znacznie o cięższym przebiegu (sepsa), której skutkiem może być śmierć. Bakteriami salmonelli można się zakazić poprzez spożycie zanieczyszczonej żywności: mięsa, jaj lub mleka oraz przez używanie skażonego sprzętu kuchennego. Głównym źródłem zakażeń jest jednak żywność. Bakterie giną w wysokiej temperaturze (ok. 60 stopni Celsjusza), dlatego gdy np. jajka czy mięso nie są poddane właściwej obróbce termicznej (np. omlety), nadal mogą stanowić zagrożenie.

Materiał Promocyjny
Jak nowoczesne aparaty słuchowe marki Signia mogą ułatwić komunikację na wakacyjnym wyjeździe?
Zdrowie
Nowa nadzieja dla chorych na cukrzycę. Naukowcy dokonali nowatorskiego przeszczepu
Zdrowie
Różnorodność, jakość, technologia – przepis Futuremed na skuteczną telemedycynę
Zdrowie
Programy wczesnego wykrywania raka płuca to szansa dla chorych
Zdrowie
Nowe wytyczne dla pacjentów onkologicznych. Ważny apel do osób palących papierosy
Reklama
Reklama