Bilans spotkania w formacie normandzkim jest oczywisty. Prezydent Wołodymyr Zełenski skarżył się co prawda, że liczył na więcej i nie jest zadowolony z wyników szczytu. W pewnym jednak sensie wyniki te są zgodne z doraźnymi potrzebami obu prezydentów.
Dla prezydenta Ukrainy najważniejsze były względy taktyczne: chodziło o to, by mógł wylądować na Ukrainie i ogłosić, że wrócił do politycznego dialogu z Rosją, wszak obywatele jego kraju są wojną już bardzo znużeni. Może więc teraz powiedzieć, że po jego stronie są oczywiste korzyści: szybka wymiana wszystkich zidentyfikowanych jeńców, rozminowanie, czasowe zawieszenie broni. Tylko eksperci zdają sobie sprawę z faktu, że nie jest to imponujący urobek.
Władimir Putin też miał cele taktyczne, ale nie w relacji z Ukrainą, tylko z zachodnimi partnerami. Chciał podtrzymania gwarancji Francji i Niemiec patronatu nad procesem politycznym w Donbasie, w oparciu o dotychczasowe niedoprecyzowane i w sumie korzystne dla niego zasady. W relacjach z Ukrainą kwestie, na które Putin się zgodził, nie odgrywają większego znaczenia, mogą być uznane za walutę, w jakiej płaci on Berlinowi i Paryżowi za łagodzenie polityki wobec Rosji. O Ukrainie Rosja myśli teraz strategicznie. Chodzi o to, by nie cofnąć się z pozycji politycznych i wojskowych zajętych w 2014 r., a nawet pójść dalej. Rosji długofalowo idzie o to, by zostały zalegalizowane rządy separatystów, by obecny stan rzeczy trwał, a nawet się umocnił. Oczywiście Rosja nie jest zainteresowana przywracaniem normalnego funkcjonowania granicy z Ukrainą.
Mówiąc cynicznie: każdy powinien być zadowolony ze spotkania w Paryżu. Prezydent Emmanuel Macron osiągnął, co chciał: pokazał, że Paryż ma inicjatywę, usunął kolejne przeszkody na drodze do nowego otwarcia z Moskwą. Tu walutą było zresztą to, co Paryż ma najcenniejszego: prestiż. Uroczyste powitanie, jakie zgotowano prezydentowi Putinowi, pokazywało, że trwające wciąż sankcje nie oznaczają w żadnym razie chłodu w relacji Paryża z Moskwą. Nawet kanclerz federalna Angela Merkel powinna być zadowolona, ponieważ przynajmniej teoretycznie potwierdzono ustalenia z 2015 r., czyli może powiedzieć, że nie uległa żadnej nowej presji ze strony Rosji.
Problem jednak właśnie z tymi ustaleniami, ponieważ w porozumieniach mińskich, wynikających z ówczesnych umów w ramach formatu normandzkiego, poukrywane są różne „haczyki" na Ukrainę. Głównym jest kwestia regionalizacji. Sprawa ta to stały sposób na dociskanie Ukrainy. Na Zachodzie regionalizacja kojarzy się z niemieckim systemem federalnym czy ustrojem USA. Ta sama regionalizacja w wypadku Ukrainy ma być, zgodnie z intencjami Rosji, zwyczajnym przyznaniem prawa weta separatystom w sprawie każdej strategicznej decyzji. Zełenski zostaje z tymi sami problemami i wiele wskazuje na to, że zdawał sobie z tego sprawę, opuszczając Pałac Elizejski.