Mógł spojrzeć ludziom w oczy

Kazanie na mszy św. za śp. premiera Jana Olszewskiego w kościele św. Aleksandra w Warszawie.

Publikacja: 19.02.2019 18:33

Mógł spojrzeć ludziom w oczy

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Są tacy, którzy o Ewangelii mówią, ale nią nie żyją.
Są tacy, którzy o Ewangelii nie mówią, ale nią żyją.
Premier Jan Olszewski należał do tych drugich.
Są tacy, którym stanowiska dodają znaczenia.
Są tacy, którzy sobą dodają znaczenia stanowisku.
Premier Jan Olszewski należał do tych drugich.
„Dzieci, nie miłujcie słowem i językiem, ale czynem i prawdą" (1 J 3,18)

Moje wspomnienia, poczynając od wczesnego dzieciństwa, kojarzą osobę Wujka z książką. Dużo czytał: literaturę piękną, książki historyczne, społeczne, polityczne. Ale sam, nie licząc dwóch wywiadów rzek i licznych artykułów w „Przeglądzie Katolickim" i w „Tygodniku Solidarność", książki nie napisał. No, może z wyjątkiem broszury-podręcznika „Obywatel a Służba Bezpieczeństwa", która wydana w podziemiu w latach 70., stała się w kręgach opozycjonistów i osób represjonowanych pożytecznym podręcznikiem, ktoś nazwał ją zalotnie bestsellerem. Ale to nie była książka.

Jan Olszewski książki nie napisał. A jednak Jan Olszewski pozostawił po sobie książkę napisaną życiem. Pisał ją od dzieciństwa spędzonego w domu rodzinnym na Bródnie, na ulicy Poborzańskiej 21, w kamienicy zbudowanej przez ojca Ferdynanda. Pisał ją jako chłopak, żołnierz Szarych Szeregów, jako łącznik powstańczy. Jako student prawa Uniwersytetu Warszawskiego, jako redaktor „Po Prostu", a potem członek Klubu Krzywego Koła. Jako obrońca działaczy niepodległościowych w procesach politycznych, jako inicjator i sygnatariusz listów protestacyjnych do władz PRL, jako założyciel konspiracyjnych organizacji niepodległościowych, jako współorganizator i doradca Solidarności; w stanie wojennym, z ramienia Episkopatu, jako mediator z rządem w sprawie internowanych, jako pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego w procesie zabójców ks. Jerzego Popiełuszki. Usiłował wyjaśnić okoliczności zabójstw księży Stefana Niedzielaka (z którym był zaprzyjaźniony), Stanisława Suchowolca i Sylwestra Zycha...

Nie ma potrzeby przypominać tutaj kolejnych kart tej księgi. Każdy z tutaj obecnych – rodziny, przyjaciół, polityków – nosi w pamięci i sercu pojedyncze zdania, stronice, akapity i całe rozdziały tej księgi. Noszą je w pamięci tysiące Polaków i Polek. Dla wielu z nas ta księga jest – mniejszą lub większą – cząstką tej książki, którą piszemy sami.

Gdyby tę księgę życia Jana Olszewskiego próbować opatrzyć jakimś tytułem, to nie znajduję trafniejszego jak dwa słowa: Moja Ojczyzna. A może lepiej: Nasza Ojczyzna. To ona, Polska, była jego wiarą, jego nadzieją, jego miłością.

Łatwo jest mówić o Polsce,
Trudniej dla niej pracować,
Jeszcze trudniej umrzeć,
A najtrudniej cierpieć

Te słowa, wypisane przez więźnia na ścianie katowni gestapo w alei Szucha, Jan Olszewski znał. Nie mogły nie być mu bliskie. Dziś, gdy księga jego życia już się zamknęła, możemy powiedzieć: te słowa były jego dewizą.

W słowie „Polska" zawierały się dla niego wszystkie wartości najwyższe. Wymienię tutaj trzy z nich: naród, niepodległość i państwo.

Wizja narodu Jana Olszewskiego nie miała nic wspólnego z ciasnym nacjonalizmem, który przypisywali mu jego adwersarze. Widział naród polski jako wspólnotę świadomą swoich historycznych i aksjologicznych fundamentów, którymi jest chrześcijaństwo, a szczególnie Kościół katolicki. Myślę, że w tej wizji narodu był wielu miejscach bliski myśli i nauczaniu Prymasa Tysiąclecia, Kardynała Stefana Wyszyńskiego, którego beatyfikacji oczekujemy. Jan Olszewski widział naród polski włączony w wielką partnerską wspólnotę narodów Europy, jako świadomy podmiot międzynarodowej polityki, mocno związany z Zachodem gospodarczymi i obronnymi więzami. Przeciwstawianie polskości i europejskości było mu obce. Krytykował tylko utopię europejskości, w której narody, wyzute ze swojej historycznej pamięci, zatracają swoją tożsamość w paneuropejskiej magmie. W takim widzeniu europejskiej wspólnoty zbliżał się do wizji, jaką głosił św. Jan Paweł II. Sam się nią inspirował. Często podkreślał, że siłą Europy jest tradycja chrześcijańska. Nie przypadkiem swoją pierwszą zagraniczną podróż jako premier odbył nie gdzie indziej, ale do Watykanu. Była to zarazem – jakże symbolicznie – pierwsza zagraniczna podróż w jego życiu. Ojciec Święty życzył mu wtedy, aby jego premierostwo potrwało tak długo, jak jego pontyfikat. Stało się inaczej.

Jako swoiste DNA narodu polskiego postrzegał Jan Olszewski dążenie do niepodległości. Wychował się w rodzinie, w której oddał życie za wolność w 1905 roku Stefan Okrzeja, a jego brat, narodzony już po jego śmierci, też Stefan Okrzeja, zginął jako lotnik we wrześniu 1939 roku.

Dążeniu do niepodległości podporządkował Jan Olszewski wszystkie swoje siły, cały swój czas – jako adwokat, jako polityk, jako mąż stanu. Najgłębszą przyczyną upadku jego rządu nie była – jak się dość powszechnie uważa – lustracja, ale konkretna decyzja ocalająca Polskę przed podległością, przed politycznym uzależnieniem. Po dziesięciu latach od pamiętnego 4 czerwca 1992 wspominał: „Jeśli nic z działalności mojego rządu nie da się obronić – choć myślę, że tak nie jest [...], to ta jedna sprawa równoważy wszystkie inne mankamenty, którym w naszych działaniach, może przez zaniedbania, ale przede wszystkim przez brak doświadczenia ludzi, nigdy przedtem w sprawowaniu władzy nieuczestniczących, nie zdołaliśmy zapobiec". Wiedział, że Polska potrzebuje trwałych fundamentów – przede wszystkim aksjologicznych. Mocno przeciwstawiał się wizji Polski budowanej na piasku postpeerelowskich układów.

Nawiązując do koncepcji politycznych II Rzeczypospolitej, był zwolennikiem budowania silnego państwa. Ta koncepcja wśród dużej części polskiej inteligencji budzi sprzeciw. Etos naszej inteligencji dojrzewał w czasach, kiedy państwo było utożsamiane z obcym mocarstwem, jak podczas zaborów i wojen, albo – jak w czasie PRL-u – z jego satelitą.

W wielu obszarach wizja Polski Jana Olszewskiego miała charakter – ośmielę się powiedzieć – profetyczny. W niektórych – jestem przekonany – ma do dzisiaj.

Pamiętam, to było w grudniu 1970, siedzieliśmy, jak co roku, w rodzinnym gronie przy wigilijnym stole. Wujek, komentując niedawne tragiczne wydarzenia w Gdańsku, wypowiedział słowa, które zapamiętałem: „to się kiedyś wszystko skończy, skończy się PRL, skończy się komunizm". Kto wtedy, w 1970 roku, tak w Polsce mówił? Kto tak myślał?

Kiedy po 1989 roku Jan Olszewski włączył się czynnie do życia politycznego, pozostał sobą. Zawsze skromny, niezabiegający o korzyści materialne ani o tani poklask, ale walczący o prawdę. Odważny i do bólu szczery. W sprawach zasadniczych pryncypialny, wystrzegał się podejrzanych kompromisów. Taka postawa nie gwarantuje sukcesów, za to gwarantuje oponentów. Właśnie wtedy wykreowany został w mediach wizerunek Jana Olszewskiego – oszołoma i szowinisty, niebezpiecznego fanatyka. Smutna projekcja ludzkiej małości. Znosił to z godnością.

Kiedy jako premier w 1992 roku postawił jako zadanie rządu silne powiązanie Polski sojuszami z Zachodem, kiedy postulował lustrację jako warunek budowania życia społecznego na fundamencie prawdy, wzbudzał u wielu agresywny sprzeciw. Po latach, kiedy wielu przeciwników głosiło te same co on wtedy poglądy, skomentował to z właściwym sobie taktem: „oni dzisiaj po prostu nie chcą pamiętać, jakie w tej sprawie zajmowali stanowiska [...] Powiem tylko, że rozumiem ich stanowisko i nawet uważam, że ta amnezja dobrze o nich świadczy".

Jan Olszewski ważył słowa, bo ważył myśli. Dlatego jego słowa mają swój ciężar.

Początkiem każdego dzieła – słowo,
a przed każdym działaniem ?– myśl.
Korzeniem zamierzeń ?jest serce,
skąd wyrastają cztery gałęzie:
dobro i zło, życie i śmierć,
a nad tym wszystkim język ?ma pełną władzę. [...]
Życie człowieka ?ma dni ograniczone,
lecz nieprzeliczone są dni Izraela. (Syr 37, 16-18.25)

Powiedziano o nim, że był romantykiem. Jest w tym coś z prawdy. Ale nie romantykiem-rewolucjonistą. Romantyczny idealizm łączył z pozytywistyczną pracą od podstaw.

W ostatnich latach życia tracił siły, ale nie stracił siły ducha. Tracił wzrok, ale nie stracił jasności intelektu. Najważniejsze sprawy, które działy się w Polsce, widział dobrze. Nie mógł już czytać książek, ale uważnie czytał teraźniejszość. Jedne rzeczy chwalił, inne krytykował, przed innymi przestrzegał. Orędownik niepodległości, w swoich sądach pozostawał do końca nikomu niepodległy.

Teraz księga jego życia się zamyka.
Teraz księga jego życia się otwiera.

Księga życia Jana Olszewskiego dla wielu będzie drogowskazem. Dla innych – przedmiotem sporu. Ale nawet ci, którzy nie podzielają poglądów w tej księdze wyrażonych, nie mogą odmówić jej Autorowi miłości Ojczyzny i szlachetnej wielkości.

A miłość Ojczyzny i szlachetna wielkość jest ponadnarodowa, jest uniwersalna.
Bywa mędrzec, który naród swój wychowuje,
a owoce jego rozumu są niezawodne.
Mądry uzyska chwałę u swego narodu,
a imię jego żyć będzie na wieki. (Syr 37, 22.26)

Tak jest po tej stronie gmachu życia. A po tamtej?

Sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu (J, 3, 19-21).

„Ja chciałbym stąd wyjść tylko z jednym osiągnięciem. I jak do tej chwili mam przekonanie, że z nim wychodzę. Chciałbym mianowicie, wtedy kiedy ten gmach opuszczę, kiedy skończy się dla mnie ten – nie ukrywam – strasznie dolegliwy czas [...], że wtedy, kiedy się to wreszcie skończy – będę mógł wyjść na ulice tego miasta, wyjść i popatrzeć ludziom w oczy".

Panie Premierze, kochany Wujku. Oto wychodzisz na ulice tego miasta. Żeby popatrzeć ludziom w oczy. Wychodzisz na plac Trzech Krzyży. A potem – Nowy Świat.

Są tacy, którzy o Ewangelii mówią, ale nią nie żyją.
Są tacy, którzy o Ewangelii nie mówią, ale nią żyją.
Premier Jan Olszewski należał do tych drugich.
Są tacy, którym stanowiska dodają znaczenia.
Są tacy, którzy sobą dodają znaczenia stanowisku.
Premier Jan Olszewski należał do tych drugich.
„Dzieci, nie miłujcie słowem i językiem, ale czynem i prawdą" (1 J 3,18)

Moje wspomnienia, poczynając od wczesnego dzieciństwa, kojarzą osobę Wujka z książką. Dużo czytał: literaturę piękną, książki historyczne, społeczne, polityczne. Ale sam, nie licząc dwóch wywiadów rzek i licznych artykułów w „Przeglądzie Katolickim" i w „Tygodniku Solidarność", książki nie napisał. No, może z wyjątkiem broszury-podręcznika „Obywatel a Służba Bezpieczeństwa", która wydana w podziemiu w latach 70., stała się w kręgach opozycjonistów i osób represjonowanych pożytecznym podręcznikiem, ktoś nazwał ją zalotnie bestsellerem. Ale to nie była książka.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej