Do ministra skarbu, właściciela gruntu na Służewcu, w ciągu dwóch tygodni trafi wniosek o podpisanie umowy z Totolotkiem. W tym sezonie będzie on zarządzał gonitwami. Kontrakt w lutym to wręcz luksus. Od kilku lat w grudniu pojawiają się bowiem doniesienia, że sezon wyścigów zaczynający się w kwietniu jest zagrożony. Umowy z operatorem były podpisywane nawet latem.
Wciąż jednak ta tradycyjna impreza odbywać się będzie na niszczejącym obiekcie. Trybuny się sypią, stadniny rozpadają. A brak politycznej decyzji o przyszłości toru, wpisanego na listę zabytków, pogarsza sytuację. Urzędnicy zrzucają winę na ustawę, która uniemożliwia podpisywanie wieloletnich kontraktów na prowadzenie wyścigów (trzeba wybierać operatora co roku). Ale rząd się nie kwapi, by tę ustawę zmienić. Do działania postanowili zmobilizować ministerialnych urzędników stołeczni samorządowcy. Dziś Rada Warszawy ma zaapelować do rządu o utrzymanie 140 tys. mkw. terenu wyścigów na Służewcu i opowiedzieć się przeciwko zakusom deweloperów.
– Co jakiś czas słyszymy, że firmy chciałyby stawiać tam apartamentowce. Choć nie jest to teren miasta, jako radni mamy prawo wyrazić nasze stanowisko. I sprzeciwiamy się zabudowie. To musi pozostać teren rekreacyjno-sportowy, a tor powinien stać się atrakcją miasta, a nie miejscem hodowli koni w centrum stolicy – mówi radny Bartosz Dominiak (LiD), współautor apelu do rządu.
Radni nie wspominają jednak o prostym rozwiązaniu, które ma w ręku samorząd: jak najszybszym uchwaleniu miejscowego planu zagospodarowania. Taki dokument, w którym byłyby zapisane funkcje rekreacyjne, raz na zawsze uchroniłby wyścigi przed zabudową. Gdy jednak pytamy o plany, samorządowcy milkną. – Wie pani, jak jest z planami w mieście. Strasznie długo się je uchwala – rozkładają ręce.
Zdaniem miejskich urzędników apel radnych niewiele zmieni. – Trzeba proponować konkretne rozwiązania – ocenia dyrektor miejskiego Biura Sportu Wiesław Wilczyński. I sugeruje skomunalizowanie terenu wyścigów albo powołanie spółki państwowo-samorządowej z udziałem firm prywatnych, które dziś działają na wyścigach. Taki podmiot mógłby się zająć reaktywowaniem toru, by stał się on prawdziwą wizytówką miasta.Podobne rozwiązanie przyjął w latach 90. Wrocław – Tor Wyścigów Konnych-Partynice jest jednostką budżetową miasta. Wrocław rocznie dopłaca do niego 3,8 mln zł. Dzięki temu miasto ma w sezonie 20 dni wyścigowych i opłaca hodowlę 140 koni. Przy okazji na torze organizowane są imprezy plenerowe.