Robert D. zasłynął jako obrońca bossa grupy pruszkowskiej Andrzeja Z. pseud. Słowik oraz szefa najlepiej zorganizowanego w Polsce gangu: Marka K. pseud. Oczko. Teraz jest o nim głośno z innych powodów: łódzcy prokuratorzy zdobyli dowody, że za łapówki załatwiał fałszywe zaświadczenia, które pozwalały jego klientom grać na nosie wymiarowi sprawiedliwości.
Adwokat obok współpracującego z jego kancelarią Konrada T. to główni podejrzani w aferze dotyczącej fałszywych zaświadczeń lekarskich, w którą – jak wczoraj podała prokuratura – ma być zamieszanych około 100 osób. – Robertowi D. postawiliśmy pięć zarzutów. Dotyczą posługiwania się nierzetelnymi zaświadczeniami lekarskimi, utrudniania postępowania, przyjmowania korzyści majątkowych w ramach płatnej protekcji oraz ich wręczania – wylicza „Rz” prokurator Jarosław Szubert, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi. – Można mówić o jego szczególnej roli w sprawie.
Kim jest Robert D.? Przed pięćdziesiątką, nosi drogie garnitury. Ma luksusowo urządzoną kancelarię w centrum Warszawy. Miłośnik żeglarstwa. Agenci CBA zatrzymali go, gdy był na urlopie na Mazurach. – Adwokaci są „merytoryczni” i „załatwiacze”. Zaliczyłbym go do tych drugich – ocenia D. jego kolega po fachu.
– Druga liga, z przewagą klientów ze zorganizowanej przestępczości – mówi nasz inny rozmówca.
Z informacji „Rz” wynika, że mecenasa D. pogrążył jego niedawny współpracownik Konrad T. Opowiedział, jak pośredniczył w załatwianiu spreparowanych dokumentów dla klientów adwokata.