Po sobotniej 27. rocznicy wyborów z 4 czerwca 1989 r. nie można już mieć żadnych wątpliwości, jak układają się w tej sprawie priorytety PiS.
Gdy przed miesiącem pisałem, że wygląda na to, iż powoli mit „Solidarności" jest świadomie zastępowany przez rządzących mitem Żołnierzy Wyklętych, część moich krytyków mówiła, że to opinia przedwczesna. Przekonywano, że trzeba poczekać do jakiejś rocznicy związanej właśnie z „S", by móc postawić taką tezę.
To, jak PiS potraktował 4 czerwca, jest wyraźnym sygnałem dotyczącym oficjalnej wizji pamięci. W obecnej narracji PiS III RP jest państwem, które powstało w wyniku tajemnych negocjacji pomiędzy częścią solidarnościowych elit a komunistami. Dobrze to ujął niedawno mój redakcyjny kolega Dominik Zdort, pisząc: „wyborcy PiS – szczególnie ci najmłodsi – uważają III RP za państwo oligarchiczne, urządzone źle, niesprawiedliwe, niedające im szansy na rozwój. Dlatego PiS trudno świętować dzień 4 czerwca – moment, gdy w wyniku kontraktowych wyborów symbolicznie narodziła się owa niesprawiedliwa, w oczach ich wyborców, III RP".
Dlatego PiS jest dziś ostrożny w podejściu do dorobku „S", strategii pokojowego oporu, który doprowadził chwiejący się blok komunistyczny do upadku. Dzieje się tak choćby i za cenę wyparcia faktu, że Lech Kaczyński, patron dzisiejszego obozu rządzącego, brał udział w negocjacjach w Magdalence i uczestniczył w pracach Okrągłego Stołu, w zespole ds. pluralizmu związkowego. 4 czerwca 2009 r. ubolewał zaś, że nie wszyscy świętują ten dzień.
PiS początkowo bliżej był tradycji powstania warszawskiego. Platforma podczas swych rządów odnosiła się zaś do ideałów „Solidarności". Dziś PiS wyraźnie stawia na Żołnierzy Wyklętych.