Coroczne obchody wybuchu powstania warszawskiego to czczenie narodowego zrywu czy misji samobójczej?
Czczę powstanie i o godzinie 17 stanę na baczność. Jestem dumny z bohaterów, z tych chłopaków i dziewczyn, którzy w trakcie piekła 63 dni walk w Warszawie spełnili swój obowiązek bardziej niż perfekcyjnie. 1 sierpnia trzeba złożyć hołd tym ludziom, ale nie rozumiem momentu, w którym te obchody przyjmują ton triumfalistyczny. Obserwując je, można odnieść wrażenie, że to powstanie, które było największym nieszczęściem w najnowszych dziejach Polski, prawie wygraliśmy. Racjonalniejsze byłoby, gdybyśmy oddawali hołd żołnierzom i palili znicze ku pamięci 150 tysięcy zmasakrowanych cywili, którzy ponieśli śmierć w trakcie zagłady Warszawy. Nastrój tych obchodów powinien być bardziej żałobny i pełen namysłu nad ówczesną polską polityką, a na pewno nie taki, jaki mamy od kilku lat.