– Grał w ruletkę, black jacka lub na automatach, ale nie stawiał znacznych kwot – opowiada były pracownik kasyna. – Ówczesną klientelę stanowili ludzie z łódzkiego półświatka, biznesmeni, politycy, dziennikarze. Drzewiecki trzymał się na uboczu.
Wtedy startował do wielkiej polityki, w latach 1991 – 1993 był posłem KLD, a 1997 – 2001 – UW.
Były minister sportu nie zaprzecza, że bywał w kasynie. Ale twierdzi, że były to wizyty incydentalne. – Owszem, zdarzyło mi się być kilkakrotnie w kasynie – mówi „Rz” Drzewiecki. – Nie ma to jednak nic wspólnego z moją znajomością z panem Sobiesiakiem, bo ta ma charakter czysto sportowy. Bardzo prawdopodobne, że w latach 90. bywaliśmy w tych samych miejscach, może nawet w tym samym czasie. Nie wykluczam, że mogłem z nim zamienić kilka słów, podobnie jak z dziesiątkami innych osób, których z imienia i nazwiska nie znałem. O tym, że Ryszard Sobiesiak jest moim znajomym, mogę mówić z perspektywy ostatnich dziesięciu, góra 12 lat, czyli od czasu, kiedy zacząłem grać w golfa i jeździć na turnieje.
Jednak zeznając przed komisją, na pytanie Zbigniewa Wassermanna (PiS), czy ich znajomość łączy się z pomocą Sobiesiakowi w założeniu przez niego kasyna w Łodzi, Drzewiecki odparł: „Na początku lat 90. w ogóle się nie znaliśmy”. Wyjaśniał, że poznał króla hazardu później, na turniejach golfowych.
– Odnoszę wrażenie, że były minister umniejsza znaczenie tej znajomości – mówi poseł Beata Kempa (PiS). – Znajomość można określić po częstotliwości spotkań, rodzaju kontaktów, a także sprecyzowaniu, czy panowie byli na „ty”.
„Rz” dotarła do osób, które pracowały w łódzkim kasynie. – Widziałam ich razem w trakcie rozmowy, i to na pewno nie jeden raz – mówi była kasjerka. Pracownicy nie potrafią ocenić stopnia ich zażyłości. – Drzewiecki nie należał do osób rzucających się w oczy – mówi były pracownik.