Godz. 12.30, pl. Narutowicza. Pasażerowie tramwaju linii 32 zaalarmowali motorniczego, że w pojeździe leży porzucony plecak. Podejrzenie – bomba.Motorniczy wezwał przez radio pracowników nadzoru ruchu. Ci przyjechali na sygnale i zdecydowali: do czasu przyjazdu policji trzeba ewakuować pętlę.
– Pasażerowie zostali poproszeni o opuszczenie pojazdów na pl. Narutowicza – mówi rzecznik Tramwajów Warszawskich Wojciech Szydłowski. – Pozostałe nie zjeżdżały na pętlę, tylko jechały Grójecką prosto.Minęło 20 minut, a policjantów nie było. Tłumek zdenerwowanych pasażerów gęstniał (to pętla ośmiu linii), aż w końcu jednemu z nich puściły nerwy. – Ludzie, ile można tak czekać?! Śpieszę się! – krzyknął. Następnie wszedł do tramwaju. Na oczach zaskoczonych pasażerów podniósł plecak, a po chwili wyniósł go i rzucił na ławkę na przystanku. Wszystkie tramwaje szybko odjechały z pętli.
– W tej sytuacji było to bardzo wskazane. Gdyby nastąpiła eksplozja, to przecież na przystanku, a nie w pojeździe – mówi Szydłowski.Dopiero wtedy na pętlę dotarli policjanci, którzy zajrzeli do plecaka. Znaleźli w nim książki, zeszyty i przybory szkolne. – W plecaku była także legitymacja szkolna. Dzięki niej policjanci mogli odwieźć plecak rodzicom ucznia ze Śródmieścia – mówi Monika Jamka z policji na Ochocie.
Zdaniem policji pasażer, który wyrzucił plecak, zachował się nieostrożnie. – Tym razem dobrze się skończyło, ale mógł spowodować zagrożenie – ocenia Anna Kędzierzawska z Komendy Stołecznej.Na prośbę „Rz“ policjanci odtworzyli akcję minuta po minucie. Zgłoszenie o plecaku dotarło na numer alarmowy 112 o godz. 12.35. O godz. 12.37 zostało przekazane załodze radiowozu obok Dworca Zachodniego. Ta na placu Narutowicza znalazła się dopiero o godz. 12.58.Dlaczego tak późno? Policjanci tłumaczą, że przez korki.