Czy największym problemem Białołęki jest oczyszczalnia ścieków? A może sen z powiek spędza mieszkańcom targowisko, na które przeniosą się kupcy ze Stadionu Dziesięciolecia? Badania przeprowadzone w ramach europejskiego projektu Equal dały zaskakujące rezultaty.
– Dla ponad połowy mieszkańców Białołęki największym problemem jest niekontrolowana zabudowa zielonych terenów przez deweloperów – referował wczoraj na nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Dzielnicy Piotr Wołkowiński, ekspert z Europejskiej Sieci Miast i Regionów na rzecz Gospodarki Społecznej.
Nowo powstające osiedla to najczęściej betonowe pustynie, bez wolnej przestrzeni, bez zieleni, bez infrastruktury miejskiej. Najgorzej jest na terenach tzw. Zielonej Białołęki, czyli po zachodniej stronie kanału Żerańskiego.
– Kiedy w 2002 r. wprowadzaliśmy się na osiedle Derby, mieliśmy nadzieję, że okolica będzie się rozwijać jak należy – mówił mieszkaniec Marek Pawłowski. – Było dla nas jasne, że władza zapewni inwestycje, które upodobnią tę część dzielnicy do prawdziwego miasta z parkami, szkołą i sklepami. Tymczasem nie powstało nic prócz dziewięciu nowych osiedli. A cztery kolejne się budują.
W tej chwili w Białołęce zameldowanych jest 70 tys. osób. Jak obliczyło stowarzyszenie Zielona Białołęka, w ciągu zaledwie trzech – czterech lat ludność Białołęki podwoi się, a za dziesięć lat będzie tu mieszkać ćwierć miliona osób. – Dzielnicy grozi kryzys społeczny – mówi Agnieszka Barańska ze stowarzyszenia Moja Białołęka.