Ubrudzeni wojną

Żona Jacka odwołała ślub zaplanowany na sierpień. Żona Andrzeja powtarzała córeczce, że tata wróci, kiedy spadnie śnieg. Kilka dni temu za oknem zrobiło się biało. – Co ja mam jej teraz powiedzieć? – pyta

Aktualizacja: 24.12.2007 09:46 Publikacja: 24.12.2007 02:20

Ubrudzeni wojną

Foto: Edytor.net

Ojciec Łukasza: – Ja też powinienem zasiąść na ławie oskarżonych. Bo wychowałem syna na patriotę.

Jan, teść Jacka, odszedł z wojska w stopniu majora. Żona powtarzała córce, która wyszła za Jacka, to, co boli każdą żonę wojskowego – że jest druga w kolejce. „W wojsku się służy, nie pracuje” – mówiła. Jan jest rozgoryczony: – Mnie uczono, że za odmowę wykonania rozkazu kula w łeb. Co oni chcą teraz wmówić Jackowi? Że miał odmówić wykonania rozkazu i dostać trzy lata?

Po chwili dodaje: – Teraz wiem, że lepsze to niż dożywocie.

Pierwsza myśl o zatrzymaniu Jacka – za narkotyki. Matka Jacka mdleje zawsze kiedy dociera do niej, że Jacek jest oskarżony o zabójstwo. Do dzisiaj nie widziała syna. Żona Jacka jest świadkiem brutalnego aresztowania, przeszukania ich mieszkania. Jacek nie zdążył dokończyć remontu. Kupili płyty gipsowe, chciał sam wszystko zrobić.

Przez dwie godziny żona Jacka patrzy, jak mierzą w jej męża lufy karabinów. Jest obeznana z bronią od dziecka, ale ten widok ją przeraża. Trzęsie się. Chce iść do ubikacji. Nie pozwalają jej zamknąć drzwi. Wycelowują w nią broń. Dwa tygodnie wcześniej Aleksander Szczygło, minister obrony narodowej, witał Jacka z honorami. Dyplom, gratulacje. Przecież wtedy już o wszystkim wiedział.

Po zdarzeniu w Afganistanie Jacek dzwoni do żony. Mówi tylko tyle: – Szukają kozła ofiarnego. Więcej nie może powiedzieć, telefony są na podsłuchu. Jacek jest spokojny.

Jan K. przez pierwsze dni żyje jak w amoku. Szukanie adwokata, pieniędzy, oswajanie się z sytuacją nie przychodzi łatwo. Przejeżdża samochodem na czerwonym świetle. Zatrzymuje go policja. – Jesteśmy z wami – mówią policjanci ze współczuciem i chowają mandat w kieszeni. Jan K. jest im wdzięczny za otrzeźwienie. Jeszcze kilka metrów i mógłby nie żyć.Żona Jacka musi przerwać studia. Nie stać jej na czesne, teraz jeździ do męża.

Na sierpień planowali ślub kościelny (są po cywilnym). Pieniądze za Afganistan miały pójść na mieszkanie i na wesele. Adwokaci gaszą nadzieję. Jacek może siedzieć rok, dwa lata.

Marta, żona Andrzeja. – Nie ma dnia, żebym nie robiła czegoś w jego sprawie. Rozmawiam z ludźmi, pytam, szukam jakiegoś wyjścia z tego koszmaru – opowiada.

Andrzej „Osa”. Charyzmatyczny przywódca, bardzo doświadczony żołnierz. Żona nie potrafi zrozumieć: – Nie z tych, co to po przyjściu z pracy siadają z piwem w fotelu. Szkolił się, trenował, kształcił. Poznał dwa języki. Wszystko po to, żeby być lepszym żołnierzem. Często byłam wściekła, że wojsko jest u niego na pierwszym miejscu. Szybko jej przechodziło, bo Andrzej umiał dbać o rodzinę.

Kilka lat temu wyjechał na misję do Iraku. Marta była wtedy w ciąży. Pamięta nerwy i stres. – Bez przerwy siedziałam przed telewizorem i czekałam na wiadomości – wspomina. Andrzej jednak szczęśliwie wrócił. Na 5 kwietnia zaplanowali ślub kościelny. Cywilny już mają. Ale wcześniej Andrzej postanowił raz jeszcze wyjechać. Tym razem do Afganistanu.

– Syn długo nic nie mówił. Wygadał się dopiero na święta. „Nie jedź” – mówiliśmy. A on na to: „Nie oglądajcie telewizji, nie słuchajcie żadnych relacji, będzie dobrze” – wspomina pani Janina. Marta: – Mówiłam. Włóż sobie kamizelki na nogi, na głowę. Tylko proszę cię, wróć.

I Andrzej wrócił. W czwartek. We wtorek, skutego żandarmi wieźli do Poznania.

Tego dnia Janina Makowska pojechała do szpitala. Była na badaniach, bo choruje na serce. – Zadzwoniła synowa. Mówiła, mówiła, a ja nie mogłam uwierzyć. To jakieś nieporozumienie, myślałam...

Janina: – Syn kontaktował się z nami, jednak na temat służby mówił niewiele. Ale o nieszczęśliwym wypadku wiedziałam. Bo to przecież był nieszczęśliwy wypadek. Słyszałam wiele razy, że talibowie traktują Pasztunów jak żywe tarcze. Są bardzo przebiegli. Tak musiało być i tym razem.

Marta: – Wydarzyła się tragedia i Andrzej wiedział, że to trzeba wyjaśnić. Nie uchylał się od odpowiedzialności.

Marta szybko się otrząsnęła z pierwszego szoku. Zaczęła walczyć. Górę brała nadzieja. Mocne argumenty adwokatów. W dniu, kiedy sąd miał rozpatrywać zażalenie na areszt, Marta pojechała do Poznania. Po męża. Była przekonana, że wrócą razem. – Sąd jednak do zażalenia obrony się odniósł tylko w dwóch zdaniach. Od początku nie mieliśmy szans – twierdzi.

Pani Janina śle listy – ostatnio do amerykańskiego ambasadora w Polsce. Dowiedziała się, że w sprawie polskich żołnierzy chciał zeznawać pułkownik Martin Schweitzer, dowódca czwartej grupy bojowej. Janina Makowska: – Chcę, żeby ambasador raz jeszcze go o to poprosił. Musimy poznać wszystkie fakty. A w wojsku są prokuratorzy, ale obrońców już nie ma.

Matka Andrzeja wycina artykuły z gazet dla syna w areszcie. – Strażnicy dokładnie je oglądali, ale ostatecznie nie odebrali mi żadnego – cieszy się.

Kobieta stara się utrzymywać kontakt z rodzinami innych zatrzymanych żołnierzy. Podobnie Marta. Po zatrzymaniu męża coraz częściej zaczęła wyjeżdżać do rodziców pod Wrocław. Bielska jednak nie może zostawić. Zbyt wiele spraw ma tutaj do załatwienia. Stara się w miarę normalnie żyć. Ale to niełatwe. Czasem na przeszkodzie stają najbardziej prozaiczne rzeczy.

– Studiuję, kończę pisać pracę licencjacką. Ale jak mam wytłumaczyć promotorowi, że laptopa, w którym był tekst, zabrała żandarmeria? – pyta.

W pokoju Łukasza wszystko zostawione, jakby przed chwilą wrócił z Afganistanu. Czarna skrzynia brudna od afgańskiego piasku stoi pod stołem. Nie zdążył jej nawet rozpakować. Plecak moro wciśnięty w kąt. Na ścianie nad łóżkiem wisi szabla, którą dostał od rodziców rok temu po szkole oficerskiej we Wrocławiu (skończył studia cywilne, bo – jak mówił – dawały szersze horyzonty).

Alicja Bywalec, mama Łukasza, otwiera skrzynię. Kamizelka, rękawice, śpiwór, ręcznie robiony miecz dla przyjaciela z napisem Afghanistan. Przypomina sobie, jak siedziała po nocach, żeby mu przeszyć kieszenie w mundurze na misję. Żeby były wygodniejsze. Tak radzili mu koledzy, którzy byli w Iraku. Za własne pieniądze dokupił kamizelkę, potem już na miejscu buty (bo polskie się rozleciały) i lunetę do celownika. Ale dla Łukasza to były detale. Chciał służyć, nie bał się. – Ten śpiwór uratował synowi życie – mówi Władysław Bywalec. Kiedy Łukasz spał, próbował go ugryźć skorpion.

Na półce stoi medal, który Łukasz dostał za Afganistan, z napisem „W służbie wolności i pokoju”. Dwa monitory na biurku, bez komputerów. Zabrała je żandarmeria. Wzięli też laptop, który rodzice kupili mu na misję. Przydał się – powtarzał po powrocie z misji Łukasz. Z kolegami oglądali na nim filmy.

Na ścianie jego zdjęcia i certyfikaty wszystkich patentów, które zdobywał w wakacje: instruktor pływania, narciarstwa zjazdowego, samoobrony, ratownik WOPR, szkolenie spadochronowe, wspinaczka skalna...

Władysław Bywalec, emerytowany wojskowy, wyciąga pękaty segregator, zakłada okulary. Gazety (zbiera wszystko, co dotyczy sprawy syna), pisma, które wysłał do: Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka (bez odzewu), Naczelnej Prokuratury Wojskowej (zażalenie za zatrzymanie syna i przeszukanie mieszkania – bez odpowiedzi), do Wojskowej Prokuratury Garnizonowej (w tej samej sprawie). Tu odzew był. Prokurator w Krakowie przesłuchał Władysława i Alicję Bywalców. Efekt nieznany.

Dzień zatrzymania Bywalcowie zapamiętają do końca życia. 13 listopada, godzina szósta rano. Pukanie do drzwi. Wchodzi czterech żandarmów. Każą usiąść i się nie ruszać. Alicja Bywalec nie może ustać na nogach. Myśli „syn miał wypadek”. Żandarmi odpowiadają lakonicznie: jest prokuratorski nakaz zatrzymania syna i przeszukania państwa domu, bo tu mieszka.

Telefon dzwoni – nie pozwalają odebrać. Władysław Bywalec nie może nawet powiadomić w pracy, że go dziś nie będzie. Żandarmeria poinformowała o zatrzymaniu Łukasza tylko jego dziewczynę. Powiedzieli, że wiozą go do Poznania. Żandarmi przeczesują pokój po pokoju. Przeszukują garaż, piwnice, grzebią nawet w bieliźnie w sypialni. Rekwirują: komputery, aparat cyfrowy syna, kilkaset płyt CD. W dokumenty wpisują 17 pozycji.

Władysław Bywalec trafia do szpitala z nadciśnieniem, Alicja Bywalec od miesiąca jest pod kontrolą psychologa, na lekach uspokajających.

Po ich występie w telewizji dzwoni kolega ze szkoły Władysława ze Szczecina. Nie słyszeli się od 30 lat. Ofiaruje pomoc. Mówi, że zna pułkownika, eksperta od moździerzy, że może służyć doświadczeniem.

Tego samego dni żandarmeria zatrzymuje Łukasza o 5.30 w domu rodziców kolegi w Lipinkach Łużyckich koło Żar. Łukasz miał być o 13 na komisji lekarskiej po misji. W drodze zrobił sobie przerwę. Na komisję już nie dojechał. – Otoczyli dom oraz dom sąsiadów. Zatrzymali nawet dziadka kolegi, który wyjeżdżał na dializę – dodaje ojciec Łukasza.

Władysław Bywalec w nocy wsiada w auto i jedzie do Bielska. Jednostka syna wiezie żony zatrzymanych i ojca Łukasza do Poznania. W busie cisza, kobiety płaczą, nikt z nikim nie rozmawia. – Pierwszy raz zobaczyłem syna o 12.45 na korytarzu w prokuraturze, jak doprowadzano go na salę – pamięta dokładnie.

Zdążył krzyknąć „Trzymaj się!”. Chciał, żeby słyszał jego głos. Żeby wiedział, że nie jest sam.

Potem było widzenie. Żandarmi pilnują każdego słowa. Łukasz nie przyjmuje do wiadomości zarzutów. Pociesza ojca, ojciec jego. Koniec widzenia. Władysław Bywalec był u syna w areszcie w sobotę. Teraz jedzie żona, jak mówi „na wigilię”. Martwi się, czy uda się jej zobaczyć Łukasza. Jak będzie dużo ludzi, to może nie wejść, czas odwiedzin się skończy. – Rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Nie możemy pytać o Afganistan – wzdycha matka Łukasza.

Czy Łukasz zdąży opowiedzieć im, co się wydarzyło 16 sierpnia?

– Zapytałem go o to zdarzenie, kiedy przyleciał do Polski – opowiada Władysław Bywalec –. Powiedział, że to przykra sprawa, że chce o tym zapomnieć. Spytałem: „Ty dowodziłeś”? Odpowiedział: „Nie”. Rozmowę uciął: „Kiedyś wam opowiem”.

Władysław Bywalec próbuje całą tę historię posklejać i zrozumieć. Pyta, co może jeszcze zrobić, gdzie napisać, do kogo pójść w sprawie syna.

Alicja Bywalec wyciąga ostatni list od syna. – Nawet go po przeczytaniu nie zakleili – mówi o prokuraturze z żalem.

Władysław Bywalec o synu i jego kolegach: – Oni stali się ofiarami tej misji.

Jan K., teść Jacka, stracił wiarę w wojsko. – Każda wojna jest brudna – mówi. Mnie uczono, że wojsko to jeden organizm. Że na wojnie jak ja nie zabiję, to mnie zabiją. Nic już z tego nie rozumiem. W jaki sposób starszy szeregowy może mataczyć, skoro nie podejmował decyzji? – pyta bezradnie.

Czy Jacek wróci do wojska?

– Nie. Córka by tego nie przeżyła.

Marta wie, że czekają ją smutne święta. – Najgorsze jest to, że ja po prostu nie wiem, co powiedzieć dziecku, kiedy już siądziemy przy wigilijnym stole. Ale proszę koniecznie napisać, że poświęcę całe swoje życie, aby pomóc mężowi. On to przeczyta i będzie mu lżej...

16 sierpnia komandosi z 18. batalionu desantowo-szturmowego w Bielsko-Białej ostrzelali afgańską wioskę Nangar Khel. Zginęło wówczas sześcioro cywilów, w tym kobiety i dzieci. Byli też ranni.

Żołnierze do Afganistanu wyjechali 14 kwietnia na pół roku. Siedmiu komandosów zatrzymano 13 listopada o godz. 6 rano w ich własnych mieszkaniach. Prokuratura wojskowa zarzuca sześciu z nich zabójstwo cywilów. Grozi im nawet dożywocie. Jeden z żołnierzy ma odpowiadać za atak na niebroniony obiekt cywilny. Grozi mu 25 lat więzienia. Obecnie wszyscy przebywają w areszcie.

Ojciec Łukasza: – Ja też powinienem zasiąść na ławie oskarżonych. Bo wychowałem syna na patriotę.

Jan, teść Jacka, odszedł z wojska w stopniu majora. Żona powtarzała córce, która wyszła za Jacka, to, co boli każdą żonę wojskowego – że jest druga w kolejce. „W wojsku się służy, nie pracuje” – mówiła. Jan jest rozgoryczony: – Mnie uczono, że za odmowę wykonania rozkazu kula w łeb. Co oni chcą teraz wmówić Jackowi? Że miał odmówić wykonania rozkazu i dostać trzy lata?

Pozostało 96% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!