Prokuratura oskarża go o wyłudzenie poświadczenia nieprawdy (próbę wyłudzenia wtórnika prawa jazdy) i składanie fałszywych zeznań. Grozi za to do trzech lat więzienia.
Dąbrowski twierdzi, że w 2004 roku skradziono mu prawo jazdy. Zgłosił się więc do urzędu dzielnicy Praga-Południe i złożył wniosek o wydanie wtórnika. Zdaniem śledczych napisał w nim nieprawdę – stwierdził bowiem, że nie ma zatrzymanego prawa jazdy. Urzędnicy sprawdzili jednak tę informację na policji. Okazało się, że już w 1996 roku stracił on uprawnienia do prowadzenia pojazdów, bo przekroczył limit punktów karnych. Nie wydali mu więc dokumentu.
Dąbrowski nie przyznaje się do zarzuconych czynów. Twierdzi, że nie został poinformowany o tym, że odebrano mu uprawnienia.
– O tym, że w 1996 roku drogówka wysłała do mnie pismo, w którym skierowała mnie na powtórny egzamin na prawo jazdy, dowiedziałem się dopiero w 2004 roku, po złożeniu wniosku o wtórnik – mówi Dąbrowski. I dodaje: – Przyznaję, że wtedy, przy wypełnianiu kwestionariusza, wstawiłem krzyżyk przy informacji, że nie mam zatrzymanego prawa jazdy. Nigdy nie zostało mi ono fizycznie zabrane. Do 2004 roku, gdy wystąpiłem o wtórnik, policja wielokrotnie zatrzymywała mnie do kontroli, raz nie ze swojej winy miałem wypadek, i ani razu funkcjonariusze nie mieli do mnie zastrzeżeń.
O całej sprawie media napisały rok temu, policja – na wniosek ówczesnego szefa MSWiA Ludwika Dorna – wszczęła śledztwo. Wyszło wtedy na jaw, że kilka miesięcy wcześniej polityk został zatrzymany, gdy jechał rowerem pod wpływem alkoholu.