Szwajcarski namiestnik

Teraz odwiedza Warszawę przejazdem, ale wkrótce może przenieść się tu na stałe. Do końca Euro 2012 będzie nas pilnował, mówił przykre rzeczy. UEFA wysyła go do gospodarzy mistrzostw nie po to, żeby był miły, ale by wycisnął z turnieju, co się da

Aktualizacja: 16.01.2009 12:13 Publikacja: 15.01.2009 23:44

Martin Kallen nie ma sentymentów, ma za to doświadczenie

Martin Kallen nie ma sentymentów, ma za to doświadczenie

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Kallen nie zabiega o to, by się z nami poznać. Jeszcze będzie okazja. Nie chciał konferencji prasowej po dwóch dniach spędzonych w Polsce, choć program spotkań miał bogaty: prezesi PZPN – były i obecny – minister sportu, szef PL 2012 itd. Dla niego to była tylko kolejna wizyta robocza. Przyjeżdżał tu przecież nieraz i nie tylko do Warszawy.

Może ktoś, patrząc dziś na zdjęcia postawnego i dobrze odżywionego 45-latka w okularach, skojarzy sobie, że jechał z nim metrem w stolicy albo pociągiem, na przykład w stronę granicy z Ukrainą. Na długo przed tym, zanim nominowano go na szefa spółki Eurodivision, która ma organizować turniej, Kallen robił sobie prywatne badania terenowe. Jak się podróżuje po Polsce i Ukrainie, czy łatwo kupić bilet, jak celnicy traktują pasażerów.

Na kolei się zna. Zanim zaczął robić karierę w biznesie, a potem w UEFA, pracował na jednej z linii kolejowych pod Bernem.

[srodtytul]Polubił wywiady[/srodtytul]

Gdy w 2002 roku pierwszy raz zostawał namiestnikiem UEFA u gospodarzy mistrzostw (oficjalna nazwa: Chief Operating Officer w spółce UEFA ds. organizacji Euro 2004 w Portugalii), mówił o sobie, że jest człowiekiem tła. Cztery lata później w Austrii i Szwajcarii pełnił tę samą funkcję, ale już coraz trudniej było mu się uchylać przed zaproszeniami, galami, wywiadami. I chyba nawet je polubił.

[wyimek]Każdy, kto zgłasza swoją kandydaturę do goszczenia Euro, musi mieć świadomość, że godzi się na dyktat UEFA[/wyimek]

Po Euro 2008 chciał posprzątać biuro w Nyonie i wrócić do biznesu, ale nie dostał propozycji, na jakie liczył. Nie były tak atrakcyjne finansowo, by zrekompensować mu stratę tego, co miał w UEFA: prestiżu, władzy, zainteresowania mediów.

Dlatego podjął się organizacji mistrzostw po raz trzeci. Pod koniec stycznia rozstrzygnie się, jaką strukturę będzie miała kierowana przez niego Eurodivision. Na razie wiadomo tylko tyle, że ma już nazwę, szefa i będzie spółką. Jak ułoży sobie relacje z federacjami piłkarskimi i rządami w Polsce i na Ukrainie, to jeszcze nie jest przesądzone. Głównie tego dotyczyły spotkania Kallena w Warszawie. Kolejne zaplanowano na koniec stycznia, potem pieczątkę na statucie spółki przystawi marcowy kongres UEFA w Kopenhadze.

Kallen będzie w spółce najważniejszą osobą. Nie tytularnie, bo szefami komitetu organizacyjnego zostaną zapewne zgodnie z tradycją prezesi Grzegorz Lato i Hryhorij Surkis, a pomiędzy nimi a Kallenem będzie jeszcze coś w rodzaju rady nadzorczej utworzonej przez działaczy UEFA, PZPN i ukraińskiej federacji. Ale zadaniem ich wszystkich będzie pomaganie Szwajcarowi, torowanie mu drogi, gdy pojawią się problemy.

[srodtytul]Przyjedzie drużyna[/srodtytul]

Polskie dyskusje na temat, kogo Michel Platini postawi u jego boku, muszą się Kallenowi wydawać dość zabawne. Nieważne, czy szef UEFA wskaże Michała Listkiewicza, Adama Olkowicza czy Zbigniewa Bońka. Dla każdego z nich znajdzie się przy Euro zajęcie, a rozkazy będzie i tak wydawał Szwajcar. On ma kierować, pilnować praw i interesów UEFA, ponaglać, mediować, rekrutować.

Przywiezie ze sobą drużynę specjalistów sprawdzonych w poprzednich dwóch turniejach, ale będzie też wyszukiwał najlepszych Polaków i Ukraińców. Zatrudnienie w spółce w Portugalii rozrosło się do blisko 250 osób, a w Austrii i Szwajcarii do ponad 400. To ci ludzie obmyślą przed Euro 2012 system sprzedaży biletów i ich ceny, pokierują sprawami bezpieczeństwa na stadionach i zajmą się tysiącem innych spraw.

Gdy sponsorzy mistrzostw będą się skarżyć na „ambush marketing”, czyli reklamowe podczepianie się przez inne firmy do Euro 2012 mimo braku licencji, to ich prawnicy najpierw zapukają do biura Kallena.

Gdzie będzie biuro, jeszcze nie wiadomo. W Portugalii sztab rezydował w dziewięciopiętrowej kamienicy przy Avenida da Republica w Lizbonie. Cztery lata później główna siedziba mieściła się w Nyonie, a jej oddziały w Wiedniu i Bernie. Teraz Kallen ma do wyboru Warszawę i Nyon. Kijowa podobno już nie bierze pod uwagę, a pozostawanie w Nyonie może stać się uciążliwe za jakiś czas, gdy zbyt wielu spraw trzeba będzie dopilnować na miejscu. Nie można ich zostawić gospodarzom, bo oni mają przy turniejach coraz mniej do powiedzenia. Era lokalnych komitetów organizacyjnych przeszła do historii w 2000 roku w Belgii i Holandii.

Przed Euro 2004 UEFA pierwszy raz powołała własną spółkę ds. organizacji i od tej pory każdy, kto zgłasza swoją kandydaturę do goszczenia mistrzostw, musi mieć świadomość, że godzi się na dyktat z Nyonu. Przygotuje scenę, ale nie będzie mógł się wtrącać w to, co się na niej dzieje. Będzie wydawał, a UEFA będzie zarabiała.

Szefowie europejskiego futbolu nie mają jednego wzoru organizacji ME. Ciągle się uczą na doświadczeniach zbieranych przez Kallena i jego ludzi, dostosowują je do realiów w krajach, które organizują turniej. Ale kierunek zmian jest jeden. Coraz mniej dla gospodarza, coraz więcej dla władz europejskiej piłki. W spółce Euro 2004 SA część udziałów – i praw do zysków – miały portugalska federacja i rząd. Euro 2008 SA była już tylko spółką córką UEFA, a rządy Austrii i Szwajcarii nie miały w niej przedstawicieli.

W Austrii i Szwajcarii UEFA zagwarantowała też sobie wyłączność na kolejnym terytorium: sama wyprodukowała sygnał telewizyjny. Nie układała się jak wcześniej ani z Europejską Unią Nadawców (EBU), ani z żadną miejscową telewizją. Powołała kolejną spółkę córkę – UEFA Media Technologies SA, wynajęła sprzęt i specjalistów, by realizowali transmisje. A prawa sprzedała hurtowo firmie Sportfive, która potem handlowała nimi na poszczególnych rynkach.

UEFA zarobiła w ten sposób ponad 800 mln euro, o 50 procent więcej niż w Portugalii, gdy jeszcze wiązała ją umowa z EBU. W turnieju polsko-ukraińskim będzie obowiązywało jeszcze inne rozwiązanie: sprzedaż na największe rynki bez pośrednika, a na mniejsze poprzez niego.

Polska i Ukraina mają się znaleźć w pierwszej grupie, chętne stacje muszą się zgłosić do rywalizacji o prawa do 20 stycznia.

[srodtytul]Stare strachy[/srodtytul]

Z finałów mistrzostw Europy, największej sportowej imprezy po piłkarskim mundialu i igrzyskach olimpijskich, UEFA żyje przez następne cztery lata. A Kallen ma zapewnić, by żyła jak najlepiej. Od niego żąda się wykonania zadania – osiągnąć organizacyjny poziom Ligi Mistrzów. Szwajcar często o turniejach, które organizował, mówił: produkt, i to nie jest tylko przyzwyczajenie z czasów pracy w jednym z koncernów spożywczych.

Kallen nie ma sentymentów, ma za to doświadczenie. Pomoże nam patrzeć na Euro 2012 mniej panicznie, on już to wszystko przeżył. Organizował jeden turniej w kraju uważanym w UE za zacofany, a drugi w państwach tak bogatych, że jedno z nich UE do niczego nie potrzebuje.

Poznał urażoną dumę Portugalczyków, gdy okazało się, że UEFA odbiera im znaczną część kompetencji przy organizacji, ale też przesadny spokój Austriaków i Szwajcarów, którym się wydawało, że kłopoty ich nie dotkną. Polsko-ukraiński strach przed odebraniem turnieju z powodu opóźnień to też dla niego nic nowego.

Portugalczyków straszył tym ówczesny szef UEFA Lennart Johannsson, a Austriaków i Szwajcarów – tamtejsze brukowce, gdy przeciągała się budowa stadionu w Klagenfurcie, przebudowa w Zurychu, a mieszkańcy Szwajcarii protestowali przeciw zbyt dużym wydatkom ze wspólnej kasy. Kallen wie, jak to jest, gdy kraj dostaje turniej w czasach gospodarczego boomu, a organizować go musi w czasach kryzysu (Portugalia), gdy każda decyzja finansowa władz państwowych czy miejskich w sprawie ME wywołuje dyskusje, a czasami trzeba je przegłosować w referendum (Szwajcaria).

W Portugalii, Austrii i Szwajcarii nauczył się godzić ogień z wodą, będzie się starał powtórzyć to u nas. Wszystko po to, by za trzy i pół roku na konferencji przed finałem ME w Kijowie (a może w Warszawie?) jego zleceniodawca Michel Platini powiedział to, co w przeddzień ubiegłorocznego finału w Wiedniu: – Widzicie szczęśliwego szefa.

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora

[mail=p.wilkowicz@rp.pl]p.wilkowicz@rp.pl[/mail][/i]

Kallen nie zabiega o to, by się z nami poznać. Jeszcze będzie okazja. Nie chciał konferencji prasowej po dwóch dniach spędzonych w Polsce, choć program spotkań miał bogaty: prezesi PZPN – były i obecny – minister sportu, szef PL 2012 itd. Dla niego to była tylko kolejna wizyta robocza. Przyjeżdżał tu przecież nieraz i nie tylko do Warszawy.

Może ktoś, patrząc dziś na zdjęcia postawnego i dobrze odżywionego 45-latka w okularach, skojarzy sobie, że jechał z nim metrem w stolicy albo pociągiem, na przykład w stronę granicy z Ukrainą. Na długo przed tym, zanim nominowano go na szefa spółki Eurodivision, która ma organizować turniej, Kallen robił sobie prywatne badania terenowe. Jak się podróżuje po Polsce i Ukrainie, czy łatwo kupić bilet, jak celnicy traktują pasażerów.

Pozostało 90% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!