Reklama

Podtopione rejony czeka teraz fala lokalnych polityków

To polityka w stylu Putina, a nie europejskich mężów stanu - mówi "Rz" Eryk Mistewicz konsultant polityczny

Publikacja: 29.06.2009 03:51

[b]RZ: Ani prezydent, ani premier nie pojawili się u powodzian – wysłali tam tylko swoich współpracowników. Premier Grzegorza Schetynę, a prezydent Władysława Stasiaka. Czyżby doszli do wniosku, że z katastrofami nie jest im do twarzy?[/b]

Eryk Mistewicz: Zarówno Donald Tusk, jak i Lech Kaczyński doskonale pamiętają, co się działo po pożarze hotelu socjalnego w Kamieniu Pomorskim. Obraz gonitwy na zgliszczach budził niesmak. Prześciganie się w tym, kto będzie pierwszy, kto na lepszym tle pokaże się mediom. Z tego niepotrzebnego medialnego show politycy wyciągnęli, jak sądzę, wnioski.

[b]Czy to oznacza, że politycy w końcu przestaną jeździć na miejsca katastrof?[/b]

Oczywiście, że nie. Podtopione rejony muszą przyjąć kolejną falę – tym razem lokalnych posłów i senatorów. Na szczęście jesteśmy już po kampanii wyborczej. Prezydent i premier po doświadczeniach z Kamienia Pomorskiego także są ostrożniejsi. Stawiają na konkretną pomoc. A tę może zaoferować minister MSWiA i szef BBN, dlatego to oni zostali wysłani na miejsce katastrofy przez swoich szefów.

[b]A czy pogorszenie sytuacji powodziowej sprawi, że prezydent i premier zdecydują się jednak pojechać na teren walki z żywiołem?[/b]

Reklama
Reklama

Niekoniecznie. Ministrowie rządu i Kancelarii Prezydenta wejdą raczej w fazę licytacji kwot pomocy dla powodzian. Naturalne będzie zorganizowanie debaty o zabezpieczeniu przeciwpowodziowym. Kto pierwszy wyjdzie z pomysłem takiego spotkania, ten będzie lepiej odebrany przez opinię publiczną. To standard. Podobnie jak zaproszenie do stołu tego, kto się spóźni z takim pomysłem, bo powódź nie powinna dzielić, lecz łączyć.

[b]Więc polityk w celu poprawienia swojego wizerunku powinien pojawiać się na miejscach tragedii czy nie?[/b]

Samo wizytowanie terenów powodziowych nie ma sensu. To polityka w stylu Putina, a nie europejskich mężów stanu. Poczekajmy. Media dziś lub jutro wyznaczą bohaterów, którzy uratowali w powodzi rodzinę, sąsiadów. Zbudują ich historie, rozbudzą do nich sympatię. Dotarcie do bohaterów wskazanych przez media, uściskanie ich sprawi, że sympatię, którą media zbudują dla bohaterów powodzi, sprawny polityk może przenieść po części na siebie.

[b]Co by pan poradził politykom, którzy zastanawiają się nad tym, jak reagować w obliczu powodzi? [/b]

Parlamentarzyści z zalanych regionów już tam są, wysyłają esemesy, chcą organizować konferencje prasowe. Odpowiadam im, że lepiej zrobią, spotykając się z ludźmi, okazując empatię i pomoc. To dla ich wyborców ważniejsze, to będzie zapamiętane. A telewizji powodzianie i tak przecież teraz nie oglądają.

[i]Eryk Mistewicz konsultant polityczny. Specjalista od politycznego PR. Pracuje z osobami publicznymi w Polsce i we Francji[/i]

[b]RZ: Ani prezydent, ani premier nie pojawili się u powodzian – wysłali tam tylko swoich współpracowników. Premier Grzegorza Schetynę, a prezydent Władysława Stasiaka. Czyżby doszli do wniosku, że z katastrofami nie jest im do twarzy?[/b]

Eryk Mistewicz: Zarówno Donald Tusk, jak i Lech Kaczyński doskonale pamiętają, co się działo po pożarze hotelu socjalnego w Kamieniu Pomorskim. Obraz gonitwy na zgliszczach budził niesmak. Prześciganie się w tym, kto będzie pierwszy, kto na lepszym tle pokaże się mediom. Z tego niepotrzebnego medialnego show politycy wyciągnęli, jak sądzę, wnioski.

Reklama
Wydarzenia
Zrobiłem to dla żołnierzy
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama