Nie mam wielu przyjaciół i znajomych. Po ostatnich przeżyciach rodzinnych – jeszcze mniej, bo przeciąłem linę łączącą mnie z tymi ludźmi, których zna też moja żona. Byli w dziwnej sytuacji, nie mogli być szczerzy, wisieli w próżni. Wiedziałem, że cokolwiek powiem, w którymś momencie dotrze to do Kasi. Mam znajomych, których miałem wcześniej, i ich się trzymam, ale nie są to koledzy z Siedlec. To, z kim napiję się piwa, to moja prywatna decyzja, nikt mnie do niczego nie zmusza. W Polsce aferę we Lwowie wałkuje się tak długo, bo nie ma zbyt wielu takich pożywek. Nieważne z kim piłem, czy byli to koledzy z Warszawy, dziennikarz czy ktoś inny. Następnego dnia miałem dzień wolny.
[b]Jak pan radzi sobie ze stresem?[/b]
Stres boiskowy kończy się z ostatnim gwizdkiem. Nie drżą mi nogi przed ważnymi meczami, bo po to się pracuje, żeby później grać przeciwko Niemcom na mistrzostwach świata czy Europy. Gra się po to, żeby wygrywać, dlatego nie ma co przepraszać czy tłumaczyć się w szatni po takich spotkaniach jak w Bratysławie czy Belfaście. To nie są przyjemne momenty, ale przecież sportowiec sam najlepiej wie, kiedy zawiódł. Stres spoza boiska odpędzić mi trudno. Na pewno odpoczywam przy Sarze, czas, kiedy ją poznawałem, był najprzyjemniejszy w moim życiu. W wakacje podróżuję, ale raczej leżę, niż zwiedzam. Lubię historię, ale nie na tyle, żeby biegać za jakimś przewodnikiem, który wszystkim mówi to samo.
[b]Kiedy wróciliście z Belfastu do Polski, w hotelu czekał na pana niepełnosprawny chłopiec z fundacji „Mam marzenie”. Trudno było zapomnieć o przeżyciach poprzedniego wieczoru i poświęcić mu czas?[/b]
Bardzo łatwo. Kiedy można komuś ulżyć w cierpieniu albo wywołać uśmiech na twarzy tak małym kosztem, to wszystko inne nie ma znaczenia.
[b]Często bierze pan udział w takich akcjach, ale w ogóle ich nie nagłaśnia. Zburzyłoby to obraz złego chłopca?[/b]
Mnie na takim obrazie nie zależy, ale jeśli ktoś chce dostrzegać tylko moją gorszą stronę – jego sprawa. Gdybym nagłaśniał takie akcje, robiłbym to dla poklasku, a nie dla tych ludzi. To nie byłoby bezinteresowne. Myślę, że dlatego gram w piłkę, żeby ludzie bardziej lubili mnie za to, jaki jestem na boisku, a nie za to jakim jestem człowiekiem.
[b]Myśli pan o sobie, że jest dobrym czy zepsutym człowiekiem?[/b]
Zepsutą mam tylko siódemkę.
Po Euro miał pan zostać kapitanem reprezentacji, ale podobno pomysł upadł, bo Boruc zawsze myśli tylko o Borucu.
Jest to trochę przesadzone, ale bramkarzowi nikt nie pomaga, jak coś się zawali, to tylko moja wina. Jak widać, bramkarzem jest się też poza boiskiem.
[b]Na szyi ma pan wytatuowane słowo „addicted” (uzależniony). Od czego?[/b]
Pod koszulką jest dalsza część – „addicted to S”, czyli od Sary. To był prezent dla niej na walentynki. Ludzie oczywiście widzą tylko „addicted”, i chyba więcej nie chcą zobaczyć, bo tak się lepiej sprzedaje.
[b]A co oznacza ten arabski napis na przedramieniu?[/b]
Tylko Bóg mnie osądzi.