Zapowiedź marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, że Polska w 2011 roku może rozpocząć wycofywanie wojsk z Afganistanu, wywołała niepokój w Kwaterze Głównej NATO w Brukseli. Stratedzy bowiem się obawiają, że w ślady Polski pójdą inne kraje. – Warto by wyjaśnić naszym sojusznikom, czy takie zapowiedzi nie padają tylko na użytek kampanii wyborczej – mówi "Rz" wysoki rangą polski wojskowy.
Wycofanie wojsk z Afganistanu zapowiedziała wcześniej m.in. Kanada. W sierpniu do domu zaczną wracać żołnierze holenderscy. Spór o przedłużenie ich misji doprowadził w lutym do upadku rządu w Holandii. Już wtedy ostrzegano przed efektem domina wśród 46 państw wchodzących w skład misji ISAF. Zdaniem rozmówców "Rz" to dlatego pojawiające się od kilkunastu dni zapowiedzi wycofania polskiego kontyngentu skłoniły do reakcji Departament Stanu USA, który zaapelował do Polski o kontynuowanie misji.
Przedstawiciele polskich władz podkreślają, że Amerykanie pierwsi wyznaczyli 2011 r. jako termin, w którym zaczną wycofywanie swoich wojsk. Do tego czasu prezydent Barack Obama chce zwiększyć liczbę żołnierzy, aby zepchnąć talibów do defensywy i przekazać odpowiedzialność za bezpieczeństwo w ręce afgańskiej policji i armii.
Ale jak wynika z opublikowanego tydzień temu raportu ONZ, sytuacja w Afganistanie systematycznie się pogarsza, a liczba ataków na siły koalicji wzrosła w tym roku niemal o 100 proc. W prowincji Ghazni, za którą odpowiada 2600 polskich żołnierzy, w pierwszym tygodniu czerwca doszło do 49 różnych incydentów (tydzień wcześniej – 33). Ataki prowadzone są głównie z położonego na południu prowincji dystryktu Nawa, który jest całkowicie pod kontrolą talibów.
Polacy nie są nawet pewni, czy lokalnym władzom zależy na walce z rebeliantami. Mianowany w maju nowy gubernator prowincji uchodzi za zwolennika porozumienia z talibami. W efekcie podlegający mu szef policji miał wydać nieoficjalnie polecenie, aby z nimi nie walczyć.