Keiko Ogura miała osiem lat, kiedy dwa i pół kilometra od niej eksplodowała bomba atomowa, zamieniając tętniące życiem miasto w martwą pustynię. Dziewczynka przeżyła, bo ojciec nie puścił jej tego dnia do szkoły położonej niedaleko epicentrum wybuchu. – Zaraz po eksplozji spadł czarny lepki deszcz. Pamiętam, że nie mogłam go zetrzeć ze skóry... Teraz jestem przerażona. Zapewniali nas, że elektrownie będą bezpieczne – mówi, z niepokojem patrząc w niebo, skąd lecą grube płatki śniegu.
Dramat w elektrowni Fukushima ożywił traumatyczne wspomnienia u ludzi nazywanych Hibakusha, czyli tych, którzy przeżyli eksplozję nuklearną w 1945 roku. – Pamiętam straszliwie poparzonych ludzi z odpadającą skórą, którzy przychodzili, prosząc o wodę. Nie wiedziałam, że nie wolno im dawać pić. Umierali na moich oczach. Do dziś mam poczucie winy – wyznaje Ogura.
Piekło na ziemi
– To było prawdziwe piekło na ziemi. Do dziś prześladuje mnie widok kobiety, która już nie żyła, ale trzymała na rękach poparzone dziecko, które wciąż ssało pierś – wspomina 75-letni Masaaki Tanabe. Chociaż swoją historię opowiadał setki razy, załamuje mu się głos i nie jest w stanie kontynuować bolesnych wspomnień. Wie, że innym też nie jest łatwo. Dlatego nakręcił film, w którym zebrał tragiczne wspomnienia ocalałych.
Część z nich nie ustaje w wysiłkach, przekonując świat, by zrezygnował z broni nuklearnej. Do tej pory nie apelowali jednak o pozbycie się elektrowni atomowych. W kraju, który nie ma własnych surowców, byłoby to odebrane jako atak na narodowy interes. Ale mieszkańcy Hiroszimy nigdy nie zgodzili się na wybudowanie takich elektrowni w swoim sąsiedztwie. Przez wielu Japończyków byli oskarżani o hipokryzję, bo korzystają z elektryczności produkowanej przez reaktory na północnym wybrzeżu. Na dodatek ostatnio zapotrzebowanie na energię wzrosło i 80 kilometrów na południe, w miejscowości Kaminoseki budowana jest kolejna elektrownia. Z ziemi już wyłaniają się fundamenty.
Masahiro Watarida z grupką aktywistów zorganizował wczoraj akcję protestacyjną. Próbował przekonywać okolicznych mieszkańców, że będą mieszkać w pobliżu tykającej bomby atomowej. Jeszcze kilka lat temu argumenty, że każda kolejna elektrownia zwiększa ryzyko wypadku, mało kogo przekonywały. – Firmy zarządzające elektrowniami należą do najbogatszych w kraju. W pobliżu elektrowni budują szkoły, muzea i centra kultury. Dlatego ludzie nie protestują – tłumaczą aktywiści. Mają nadzieję, że awaria w Fukushimie zmieni nastawienie społeczeństwa.