W nieoficjalnych rozmowach politycy PO przyznają jednak, że liczą na wsparcie ze strony prezydenta. – Wiadomo, że będzie nam przyjazny, choć jest jasne, że nie będzie wprost tego manifestować – mówi „Rz" jeden z działaczy. I jako przykład wskazuje sprawę dwudniowych wyborów. O tym, czy głosowanie będzie dłuższe, zdecyduje właśnie Komorowski. Choć jeszcze tego nie ogłosił (zgodnie z kalendarzem wyborczym czas na to nadejdzie w sierpniu), nieoficjalnie wiadomo, że skłania się ku wyborom dwudniowym. Tydzień temu mówił o tym szef Kancelarii Prezydenta Jacek Michałowski. Jako główny powód wskazał zwiększenie frekwencji.
Ale nie tylko w ten sposób prezydent chce zadbać o frekwencję. – Podobnie jak w kampanii samorządowej na pewno będzie zachęcał do jak najszerszego udziału w głosowaniu – mówią jego urzędnicy.
Specjaliści zwracają uwagę, że wysoka frekwencja będzie korzystna dla Platformy, bo to jej elektorat w badaniach deklaruje głosowanie, a potem nie idzie do urn, przez co inne partie mają lepsze wyniki.
– Nie sądzę też, by prezydent zachował obojętność, gdyby PO zaczęły spadać sondaże – dodaje politolog prof. Kazimierz Kik. Jego zdaniem Bronisław Komorowski na czas kampanii odsunie się jednak w cień i odda palmę pierwszeństwa Donaldowi Tuskowi.
Przewidywanie to jest zgodne z planami Pałacu Prezydenckiego. Jak się bowiem dowiaduje „Rz", na czas polskiej prezydencji w UE, która zacznie się na na początku lipca, Bronisław Komorowski rzeczywiście ma się wycofać. Dlatego jest tak aktywny teraz. Często się wypowiada, chętnie pokazuje w mediach, np. namawia do uczestnictwa w festynach z okazji zbliżającej się majówki. Podczas prezydencji ma natomiast nie wchodzić w paradę premierowi, któremu przewodnictwo w UE ma pomóc przed wyborami.
Prof. Kik zwraca uwagę na jeszcze jedno. – To Tusk, a nie Komorowski jest jednak postrzegany jako lider formacji. Zaangażowanie prezydenta w kampanię i tak nie miałoby więc takiego znaczenia jak niegdyś poparcie Aleksandra Kwaśniewskiego dla lewicy – podsumowuje.