Jak ujawniła wczoraj „Rz" w wydaniu internetowym, opieczętowano pokój w prokuraturze wojskowej, w którym pracował Marek Pasionek, i zabrano mu akta śledztwa smoleńskiego.
Do gabinetu wezwano Żandarmerię Wojskową. Zawieszono go w pełnieniu obowiązków. – To maksimum tego, co można zrobić prokuratorowi – mówi jeden z jego znajomych.
Nieoficjalnie Pasionek został poinformowany, że decyzja związana jest z jego „kontaktami z przedstawicielami obcych państw". Sprawa ta była znana jednak już od wielu miesięcy.
Prokurator zwracał się nieoficjalnie do Amerykanów o pomoc w uzyskaniu dowodów przydatnych w śledztwie.
Próbował ich przekonać do przekazania m.in. zdjęć satelitarnych z miejsca katastrofy wykonanych 10 kwietnia 2010 r. Korzystał przy tym ze znajomości, jakie nawiązał, gdy był zastępcą Zbigniewa Wassermanna – koordynatora do spraw służb specjalnych za rządów PiS.