„... Pastor, ogier skaro-gniady
hr. Augustowej Potockiej, żokej Hillman".
W roku 1886 „skaczki" przeniesiono bliżej ulicy Polnej, gdzie były już znacznie lepsze trybuny. Tor rozciągał się od Nowowiejskiej po rondo Keksholmskie, jak zaczęli nazywać je Rosjanie tuż przed I wojną, czyli dzisiejszy plac Unii Lubelskiej. Tu działy się różne dziwne rzeczy... W połowie czerwca 1895 r. Towarzystwo Wyścigów Konnych zorganizowało bieg długodystansowy, który zniesmaczył większą część ludności miasta. „Przegląd Tygodniowy" opisał go w specjalnym felietonie. Na początku zwrócono uwagę na karcenie dzieci, które urywają chrząszczom nóżki, a nikt nie karci sadystycznych właścicieli koni. „Z trzydziestu kilku koni zniewolonych do biegu w osławionym wyścigu długodystansowym, padło przeszło trzy czwarte. I to ma się nazywać sport, »szlachetna i rycerska« rozrywka? (...) Jak stwierdziły oględziny specyalistów, wszystkie konie padły wskutek porażenia słonecznego (...) Trzydzieści kilka trupów końskich – to ładny pomnik dla instytucyi, która dba nibyto o rozwój i uszlachetnianie stadniny". Jako powód tego skandalu felietonista podał nieokiełzaną żądzę zysku właścicieli zwierząt i Towarzystwa Wyścigów Konnych.
Przez następne lata ukazywały się różne apele i narzekania na brak uczciwości, który to brak – choćby jeden przypadek w sezonie – psuł wizerunek całego konnego sportu. Kulminacją tego wszystkiego było zdarzenie, jakie miało miejsce 8 lipca roku 1936. Otóż, jak podał „Warszawski Dziennik Narodowy", podczas siódmej gonitwy dokonano złego startu i dwa konie pozostały w tyle o 100 metrów. Na dodatek w połowie dystansu Lady Daisy potrącona przez Kalibana wyłamała płot. Węszono zmowę i żądano unieważnienia wyścigu, a kiedy to nie nastąpiło, zaczęły się rozruchy. Najpierw wygwizdano starterów, potem publiczność wtargnęła na plac i by nie dopuścić do kolejnej gonitwy, kładła się na torze. Gdy i to nie poskutkowało, podpalono płot przy torze, wybito okienka totalizatora i próbowano podpalić trybuny, podkładając pod nie płonące śmieci. Kiedy pracownicy toru ugasili ogień, zaczęła się ogólna bijatyka; podobno poleciały i kamienie. „Przybyła rezerwa policji pieszej oraz pogotowie X-go komisariatu i pluton rezerwy konnej". Dziewięć osób aresztowano, a ósma gonitwa nie odbyła się.
Nie tylko Pole
W Warszawie rywalizowano nie tylko na Polu Mokotowskim. W mieście i okolicach stacjonowało wiele jednostek wojskowych, stąd też ścigano się dla przyjemności albo też z musu. Władze carskie zadekretowały bowiem pod sam koniec XIX w. obowiązkowe wyścigi trzywiorstowe dla oficerów kawalerii, w pełnym rynsztunku marszowym, ważącym pięć i pół puda, to jest 90 kilogramów. Jednak coś im tam nie wychodziło, bowiem zmieniono je na jazdę długodystansową, gdyż „przymusowy udział w wyścigach okazał się w praktyce niestosowny". Działo się to na Polu Mokotowskim, a „na łące przygrywały 4 orkiestry wojskowe".
W roku 1897 podczas takich zmagań (na trasie było dziewięć przeszkód) sześciu jeźdźców spadło. Po wojnie jazdy oficerskie powtarzano. W 1921 r. kadra artylerii konnej ścigała się na dystansie 4000 metrów. „Zwyciężył »Kozak« wałach kasztanowaty pod kpt. Kryńskim. Koń ten jest anglo-doniec i był zdobyty w bitwie z bolszewikami. Jego jeździec komisarz ludowy był zabity". Dwa lata później w Rembertowie zmierzyli się oficerowie pułków strzelców konnych, w 1926 r. odbyły się konkursy hippiczne armii na polach siekierkowskich, a później ścigano się też na torze w Łazienkach.