Ma pan satysfakcję, że liderem jest właśnie drużyna bez takich gwiazd, jak Ljuboja, Rudniew czy Melikson?
Satysfakcji może nie, raczej wątpliwości, co dalej. We Wrocławiu jest zespół, ale przydałby się ktoś, kto jeszcze podniesie jego wartość. Weszliśmy na ogromny stadion, który fantastyczni kibice wypełnili w dwóch pierwszych meczach, ale nie zaprezentowaliśmy gry zbliżonej do tej, z jakiej słynęliśmy na starym obiekcie. Nie potrafię powiedzieć, czy nowy stadion nas nakręci czy wyhamuje.
Śląsk strzelił najwięcej, 31 goli, ale mówi się, że gra nudno...
Przeciętny trener, przeciętna drużyna i jakoś się udaje... Chociaż, mówiąc poważnie, udać to może się w trzech meczach, ale nie przez cały rok. Z Wisłą raz przegraliśmy, ale wygraliśmy dwa mecze z Legią, Ruchem, pokonaliśmy Lecha Poznań. Zobaczymy, jak będzie z zimą, bo niektórym przerwa pomaga, innym szkodzi. W tym roku odpoczynek będzie krótki, a do tego czterech zawodników zabrano mi, jak to się górnolotnie mówi – do reprezentacji, chociaż tak naprawdę po to, żeby sobie pograć gdzieś w Turcji. Po ostatnim meczu rozpuściłem piłkarzy na urlopy, bo czekali na to jak na zbawienie, ale nie mogą stracić całorocznego wytrenowania, żeby w styczniu wszystko zaczynać od niskiego pułapu. Nie ma na to czasu, trzeba szybko reagować, jak z oczkiem w pończosze.