To porażka, szczególnie, jeśli chodzi o stan wojenny. Za Grudzień '70 Jaruzelski był oczywiście współodpowiedzialny, ale głównym decydentem był Władysław Gomułka. W przypadku stanu wojennego głównym decydentem był już Jaruzelski. Dziś znamy już twarde rosyjskie dokumenty, których wiarygodności nikt nie podważył, a z których wynika, że w grudniu 1981r. Polsce nie groziła interwencja sowiecka. Co więcej, wiemy, że generał podejmując decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego prosił Rosjan o wsparcie, którego mu odmówiono. W tym kontekście dyskusja o generale jako postaci Szekspirowskiego dramatu, która dokonuje straszliwych wyborów, jest bez sensu.
Dlaczego generał nie usłyszał wyroku?
Sędziowie przestraszyli się sporu, którzy rzeczywiście w Polsce istnieje. Są wpływowe siły społeczne, które wiedzą doskonale, że generał Jaruzelski byłby taką pierwszą kostką domina. Jeśli on zostanie powszechnie potępiony, to pojawi się pytanie, kto z nim współpracował i jaką ponosi odpowiedzialność za epokę dyktatury. To dotyka niektórych czynnych dzisiaj polityków z Leszkiem Millerem na czele. Jest oczywiste, że gdy broni on zaciekle generała, to nie robi tego z sympatii, ale w swoim dobrze pojętym interesie.
I te siły nie dopuściły do skazania Jaruzelskiego?
W świetle istniejących dokumentów i faktów historycznych, z punktu widzenia demokratycznego systemu wartości, ocena generała, także prawna, jest oczywista. Stan wojenny został wprowadzony z pogwałceniem konstytucji PRL. Przyznał to Trybunał Konstytucyjny, ale nie wyciągnięto żadnej odpowiedzialności wobec człowieka, który podjął główną decyzję w tej sprawie. Po latach procesu sąd przyjął za dobrą monetę informację, że generał, ze względów zdrowotnych, nie jest w stanie w nim uczestniczyć.