Iker stracił skrzydła

Trzy tygodnie temu Casillas wygrał z Realem Ligę Mistrzów, w piątek przeżył jeden z najbardziej koszmarnych wieczorów w swojej karierze.

Publikacja: 14.06.2014 13:46

Iker stracił skrzydła

Foto: AFP

Żal było patrzeć, jak holenderska pomarańcza strąca go z pomnika. Jak legenda i kapitan Hiszpanów popełnia błąd w przyjęciu piłki i bezskutecznie rzuca się Robinowi van Persiemu pod nogi. Jak przy ostatnim golu próbuje naprawić błąd obrony, biegając za Arjenem Robbenem na czworaka w polu karnym.

A przecież miało być tak pięknie. Zamiast pobitego rekordu Waltera Zengi (517 minut bez straconej bramki na mundialach) były jednak łzy i sypanie głowy popiołem. – Zagrałem fatalnie, nie pozostaje mi nic innego, jak zaśpiewać „mea culpa", ale rozpaczanie nie jest najlepszym rozwiązaniem – przyznał Iker Casillas. – Możemy tylko przeprosić kibiców, zmierzyć się z krytyką i jak najszybciej zapomnieć o tym, co się stało. Mecz z Chile będzie dla nas jak finał. Wierzę, że jeszcze zaświeci dla nas słońce.

Kiedy w maju w Lizbonie wznosił puchar za zwycięstwo w Lidze Mistrzów, ze szczęścia rzucił, że zdobycie upragnionej decimy (dziesiąte trofeum Realu) to nawet lepsze uczucie niż wygranie z Hiszpanią mundialu. Wtedy też popełnił błąd, ale koledzy wyrównali w doliczonym czasie, a w dogrywce przeprowadzili egzekucję. W piątek to Holandia była Realem, a Hiszpanii przypadła rola Atletico.

Dla Casillasa to właśnie Liga Mistrzów była przepustką do wielkiej kariery, a ostatnio jedyną sceną, na której mógł regularnie występować. Miał 18 lat, gdy na niej debiutował i zdobywał pierwszy puchar, wygrywając finał z Valencią (2000). Dwa lata później, w zwycięskim finale z Bayerem Leverkusen, zmienił w drugiej połowie kontuzjowanego Cesara, obronił trzy groźne strzały, został bohaterem i miejsca w bramce już nie oddał. Do stycznia 2013 roku, kiedy złamał palec lewej ręki, a Jose Mourinho sprowadził Diego Lopeza i konsekwentnie na niego stawiał.

– Jedyną rzeczą, jakiej żałuję podczas swojej trzyletniej pracy w Madrycie, jest to, że nie kupiłem go wcześniej – stwierdził Portugalczyk. Casillasa często odsyłał na trybuny, coraz głośniej mówiło się o ich konflikcie. – Płakałem, cierpiałem i nie spałem zbyt wiele. Klub jest dla mnie ważniejszy niż trenerzy, właściciele czy dyrektorzy. Dał mi wszystko, dzięki niemu noszę koszulkę reprezentacji Hiszpanii – opowiadał Casillas.

Nosił ją przede wszystkim dzięki swoim umiejętnościom. Na mundial w Korei i Japonii (2002) jechał jako jeden z najmłodszych bramkarzy. Pechowa kontuzja Santiago Canizaresa (skaleczył się w stopę upuszczoną butelką wody po goleniu) dała mu miejsce w podstawowym składzie i szansy nie zmarnował. Bronił jak natchniony, zyskał przydomek „Święty" i gdyby nie sędziowie, faworyzujący gospodarzy, może nie musiałby czekać tak długo na sukces w reprezentacji – aż do Euro 2008, gdy przejął kapitańską opaskę po Raulu.

Nie puścił tam gola przez całą fazę pucharową, na mundialu w RPA stracił dwie bramki (w finale z Holandią doprowadził Robbena do frustracji), na polsko-ukraińskim Euro tylko jedną. Za każdym razem był wybierany do jedenastki turnieju. Błyszczał na boisku, a jego partnerka, telewizyjna reporterka Sara Carbonero, poza nim. Jerzy Dudek, kolega i były konkurent do miejsca w bramce Realu, mówił o Casillasie, że to prawdziwy boss szatni, który nie musi podnosić głosu, by trafić do kolegów z drużyny.

Latem ubiegłego roku Mourinho odszedł do Chelsea, ale nowy trener Carlo Ancelotti hierarchii w Realu nie zmienił. – Iker to wspaniały bramkarz, wygrał już wszystko, ale zasady są takie, że wychodzisz na boisko, gdy na to zasłużysz – tłumaczył Włoch. W lidze bronił Lopez, Casillasowi zostały puchary. Lubi je kolekcjonować, może więc jeszcze nie wszystko stracone. Kto wierzy w szczęśliwe zakończenia, ma mocne argumenty. Cztery lata temu Hiszpania zaczęła marsz po tytuł od niespodziewanej porażki ze Szwajcarią. A potem była już tylko fiesta.

Żal było patrzeć, jak holenderska pomarańcza strąca go z pomnika. Jak legenda i kapitan Hiszpanów popełnia błąd w przyjęciu piłki i bezskutecznie rzuca się Robinowi van Persiemu pod nogi. Jak przy ostatnim golu próbuje naprawić błąd obrony, biegając za Arjenem Robbenem na czworaka w polu karnym.

A przecież miało być tak pięknie. Zamiast pobitego rekordu Waltera Zengi (517 minut bez straconej bramki na mundialach) były jednak łzy i sypanie głowy popiołem. – Zagrałem fatalnie, nie pozostaje mi nic innego, jak zaśpiewać „mea culpa", ale rozpaczanie nie jest najlepszym rozwiązaniem – przyznał Iker Casillas. – Możemy tylko przeprosić kibiców, zmierzyć się z krytyką i jak najszybciej zapomnieć o tym, co się stało. Mecz z Chile będzie dla nas jak finał. Wierzę, że jeszcze zaświeci dla nas słońce.

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!