Z całej serii morderstw, które zaczęły się po Nowym Roku, najnowsze jest zabójstwo Aleksandra Mozgowoja, który dowodził batalionem „Prizrak" („Widmo") – najsilniejszą jednostką w tzw. Ługańskiej Republice Ludowej. Ponieważ jego batalion był liczniejszy niż oddziały podległe prezydentowi Płotnickiemu, ten ostatni musiał się z nim liczyć i serdecznie go nie znosił. Mozgowoj odwdzięczał się tym samym, oskarżając prezydenta o rozkradanie pomocy humanitarnej, którą przysyłano z Rosji.

Zginął, jadąc samochodem na drodze w pobliżu miasta Ałczewsk, które okupuje jego batalion. Według pierwszych informacji mieli go zabić ukraińscy partyzanci z grupy „Cieni". Ale ukraińskie MSW sądzi jednak, że zamachu dokonała grupa rosyjskiego MSW, a separatyści zapowiadają zemstę, choć przyznają, że nie wiedzą, na kim mają się mścić.

Bardzo podobnie zginął w Nowy Rok watażka o pseudonimie Batman – Aleksander Biednow. Kilka dni po jego śmierci prokuratura Ługańskiej Republiki Ludowej przyznała, że spalenie jadącego samochodem „Batmana" wystrzałem z granatnika było próbą aresztowania. Później nastąpiła seria zabójstw dowódców oddziałów kozackich, którzy również nie chcieli podporządkować się władzom republiki i nawet utworzyli własną – „kozacką republikę ludową". Części atamanów udało się ujść z życiem tylko dlatego, że w porę uciekli do Rosji.

Wszystkie poprzednie zabójstwa były rezultatem scalania separatystycznych oddziałów na rozkaz z Moskwy i tworzenia z nich jednej armii.

– Mozgowoj podzielił los bandytów wciągniętych przez rosyjskie służby specjalne do walki z własnymi narodami. Takie marginalne środowisko jest pożywką dla zdrajców i na Łubiance świetnie o tym wiedzą. Pamiętam, jak w 1993 roku zlikwidowani zostali „tadżyccy Mozgowoje", bandyci Sangak Safarow i Fejzalli Zaripow, w kraju ogarniętym wojną domową, robiąc miejsce klanowi Emomali Rachmonowa, rządzącego tam do dzisiaj. Tak będzie i w Donbasie – sądzi ukraiński publicysta Witalij Portnikow.