Powodem stała się śmierć amerykańskiego członka misji OBWE nadzorującej rozejm w Donbasie. To pierwsza śmiertelna ofiara wśród obserwatorów od początku ich misji w marcu 2014 roku.
Opancerzony samochód, w którym znajdował się Amerykanin, wjechał na minę w pobliżu miejscowości Pryszyb, 20 kilometrów na północny zachód od Ługańska, na terytorium kontrolowanym przez separatystów. Amerykanin zginął na miejscu, ranni zostali dwaj inni członkowie misji pochodzący z Czech i Niemiec.
W telefonicznej rozmowie z amerykańskim sekretarzem stanu Rexem Tillersonem prezydent Petro Poroszenko zaproponował, by powrócić do pomysłu obsadzenia linii frontu wojskami „błękitnych hełmów". Pierwszy raz taka idea pojawiła się jesienią 2014 roku, po wybuchu wojny w Donbasie. Jednak Kreml kategorycznie sprzeciwił się temu, sugerując, że może się zgodzić jedynie na uzbrojenie misji OBWE w broń krótką. Ponieważ Rosja mogłaby zablokować swoim wetem odpowiednią rezolucję w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, Ukraina zrezygnowała z pomysłu.
Obecnie w samym Kijowie opinie są podzielone. Zdaniem byłego szefa ukraińskiego wywiadu, generała Mykoły Małomuża uzbrojona misja „niczego nie zmieni w obecnej sytuacji. Broń po prostu nie nadaje się jako ochrona od tego rodzaju ryzyka. Przeciw minom nie pomoże".
Nie wiadomo, co Tillerson odpowiedział na pomysł Poroszenki, czy USA wystąpią formalnie z taką propozycją na forum ONZ. Rzecznik departamentu stanu jedynie wezwał Moskwę, by „użyła swego wpływu na separatystów" w celu przeprowadzenia śledztwa – „transparentnego i pełnego".