Po co nam euro

W minionym roku dyskusje wokół piłkarskiego „Euro 2012” przesłoniły nieporównywalnie ważniejszą dla Polski sprawę, jaką jest członkostwo w strefie euro – pisze kierownik Katedry Makroekonomii Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i były członek Rady Polityki Pieniężnej.

Publikacja: 04.01.2013 03:20

Po co nam euro

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek Dominik Pisarek

Red

Delektując się głównie rzekomymi korzyściami z pozostawania poza strefą euro, politycy i ekonomiści zaniedbali myślenie strategiczne i zostali zaskoczeni przez przyspieszenie zmian instytucjonalnych w strefie euro, mogących oznaczać to, że groźne dla Polski, krążące od lat widmo Europy dwóch prędkości tym razem przybierze realną postać.

Najbardziej jaskrawym przejawem tego zaskoczenia było zbiegnięcie się w czasie wystąpienia premiera Tuska dotyczące konieczności intensyfikacji prac nad przystąpieniem Polski do strefy euro z informacją o ich zawieszeniu przez biuro pełnomocnika rządu ds. euro. Próbując naprawić tę niefortunną sytuację, wiceminister Jacek Dominik przedstawił na konferencji prasowej zarys działań na 2013 rok, co potwierdziło jedynie smutną prawdę o nikłym zaawansowaniu prac. Wystąpienie premiera stwarza szansę na reaktywowanie dyskusji na temat kosztów i korzyści z członkostwa. Na razie jednak dominuje dyskusja o potrzebie dyskusji, której towarzyszą ogólnikowe deklaracje o konieczności pogłębionej analizy korzyści i kosztów oraz pozbawione głębszej myśli stwierdzenia, że powinniśmy przystąpić, gdy będzie to dla Polski korzystne. Aby dyskusja się rozwinęła i doprowadziła do lepszego zrozumienia konsekwencji strategicznego wyboru o byciu w strefie euro czy poza nią, muszą zostać spełnione pewne warunki.

Podstawowy błąd w myśleniu strategicznym władz polskich o członkostwie w strefie euro polega na tym, że nie podjęto próby skonstruowania podstawowych scenariuszy dalszego przebiegu kryzysu

Po pierwsze, w dyskusję muszą się mocno, jednocześnie i w sposób trwały zaangażować organy władzy państwowej oraz organizacje pozarządowe. Musi ukształtować się silne przeświadczenie, że faktycznie chodzi o wybór niezwykle ważny dla Polski. Powstaje bowiem wrażenie, że obecnie „wybór strategiczny" nie dla wszystkich oznacza „o kluczowym znaczeniu dla przyszłego rozwoju kraju". Dla wielu, szczególnie polityków, „strategiczny" oznacza często wybór odległy w czasie, który może być przesuwany w bliżej nieokreśloną przyszłość, ale który na bieżąco może być wykorzystywany do zwiększania poparcia w sondażach. Inaczej mówiąc, aby przynieść rezultaty, dyskusja musi osiągnąć określoną masę krytyczną. Należy przypomnieć, że na początku 2012 r. w pałacu prezydenckim odbyła się konferencja nt. gospodarczej przyszłości Europy i miejsca Polski w procesie integracji. Pojedyncze wydarzenie nie mogło jednak wystarczyć, by rozwinęła się szeroka debata publiczna.

Ponadpartyjna sprawa

Po drugie, dyskusja musi się koncentrować na dokumencie przygotowanym przez jeden z najważniejszych organów władzy państwowej. Musi to być dokument bardzo rzetelnie przygotowany, na wysokim poziomie merytorycznym i apolityczny (ponadpartyjny). Dokument ten powinien stanowić główny punkt odniesienia w czekającej nas debacie publicznej. Praktyczne pytanie dotyczy tego, który z organów państwa jest najbardziej predestynowany do opracowania takiego raportu. Ponieważ w Polsce nie ma niestety państwowego centrum studiów strategicznych, jedyną w zasadzie instytucją, która mogłaby podołać takiemu zadaniu, jest Narodowy Bank Polski. Przemawiają za tym następujące względy: a) NBP jest instytucją niezależną od polityki, b) dysponuje zespołem wysokiej klasy specjalistów, c) w przeszłości przygotowywał już duży raport na temat kosztów i korzyści z członkostwa w strefie euro. Pewnym problemem jest to, że część osób kierujących przygotowaniem raportu już w NBP nie pracuje. Stosunkowo niewielu jest też w NBP ekspertów w zakresie nauk o polityce. Trudności te można jednak łatwo pokonać, zapraszając do współpracy politologów z czołowych ośrodków naukowych.  Prośbę o przygotowanie raportu powinni skierować do prezesa NBP marszałkowie Sejmu i Senatu, a być może także prezydent i premier.

Po trzecie, dyskusja musi koncentrować się na charakterze krótko- i długookresowych zależności między kosztami i korzyściami politycznymi oraz ekonomicznymi. Przed obecnym kryzysem światowym, a szczególnie przed kryzysem strefy euro, dyskusja skupiona była głównie na ekonomicznych konsekwencjach członkostwa. Obecnie, ze względu na konieczność dokonania istotnych zmian w strukturze instytucjonalnej strefy euro, bardzo silnie podnoszona jest przez część sił politycznych kwestia ryzyka znacznego ograniczenia suwerenności państwa. Argument dotyczący suwerenności jest wyraźnie nadużywany, a przede wszystkim nie jest bliżej precyzowany jego sens. Dlatego niezwykle istotne byłoby wyjaśnienie, jak we współczesnym świecie należy rozumieć optymalny zakres suwerenności oraz związki między bezpieczeństwem ekonomicznym i politycznym kraju, a także jaką rolę w tym względzie może odegrać członkostwo w strefie euro.  Odkładanie dyskusji nad przystąpieniem ze względu na niepewność co do przyszłego kształtu instytucji unijnych urąga wręcz podstawowym wymogom racjonalności. Jeśli rząd i inne organy centralne (w tym NBP) zakładały, że w sytuacji poważnego kryzysu strefy euro podejście typu „poczekamy, zobaczymy" będzie oddziaływać neutralnie na stopień poparcia społecznego dla przyjęcia nowej waluty i pozwoli utrzymać dotychczasowe pole manewru w tej sprawie, to wykazały się dużą naiwnością. Jest zrozumiałe, że w czasie kryzysu jakiejkolwiek struktury instytucjonalnej następuje skrzywienie ocen w kierunku akcentowania krótkookresowych kosztów. Bez podjęcia koniecznego wysiłku analitycznego i bez towarzyszącej mu polityki informacyjnej dochodzi do sytuacji, w której w postrzeganiu zjawisk coraz bardziej dominują półprawdy i mity uwypuklające korzyści z utrzymania własnej waluty. Efektem tego jest silna erozja poparcia społecznego dla przyjęcia euro. Podejścia „poczekamy, zobaczymy" można by jeszcze próbować jakoś bronić, gdyby władze mniej więcej dwa lata temu wykazały się większą dalekowzrocznością i przeforsowały zmiany w konstytucji niezbędne dla przyjęcia euro. Wówczas czekając na dalszy rozwój kryzysu nie bylibyśmy zablokowani instytucjonalnie i mielibyśmy oczyszczone „przedpole prawne", gdy nastąpi istotna zmiana sytuacji, tak jak to się stało w końcu minionego roku.

Organy władzy w Polsce mają kilka miesięcy na przygotowanie poważnego raportu na temat kosztów i korzyści członkostwa w strefie euro

Brak scenariuszy

Podstawowy błąd w myśleniu strategicznym władz polskich o członkostwie w strefie euro polega na tym, że nie podjęto próby skonstruowania podstawowych scenariuszy dalszego przebiegu kryzysu. Scenariuszom tym można było przyporządkować określone prawdopodobieństwo i określić, jak w każdym z nich kształtowałyby się koszty i korzyści dla Polski oraz jaka sekwencja działań byłaby optymalna.

Intelektualny błąd tkwił w niewłaściwym rozumieniu problemu decyzyjnego. Nie wzięto pod uwagę, że kwestię naszego członkostwa najlepiej jest rozpatrywać przez pryzmat słynnego dylematu Pascala dotyczącego roztropnego postępowania ludzi w sytuacji, gdy nie wiadomo, czy Bóg na pewno istnieje. Najlepszą strategią było więc przyjęcie założenia, że strefa euro przetrwa, ponieważ dokonane zostaną niezbędne zmiany instytucjonalne, tak jak zdarzało się to wielokrotnie w historii integracji europejskiej. W ślad za tym należało rozważać bardziej szczegółowe warianty zmian w tym scenariuszu. Gdyby natomiast okazało się, że strefa euro się jednak się rozpada bądź jej kryzys się utrwala, to koszt przyjęcia odwrotnego, błędnego założenia byłby bardzo niewielki.

Szczególnie rozczarowujące jest to, że mimo dosyć oczywistego fiaska podejścia „poczekamy, zobaczymy" w świetle decyzji podjętych na grudniowym szczycie unijnym, polskie władze nadal nie dostrzegają konieczności radykalnej zmiany w sposobie myślenia.

Na konferencji prasowej Jacek Dominik stwierdził mianowicie, że „moment ostatecznej aktualizacji strategii będzie w dużej mierze zależeć od tego, co będzie się działo w najbliższych miesiącach w Unii". Moment taki będzie bardzo trudny do określenia i zawsze znajdzie się pretekst, aby go odsunąć o kolejne kilka miesięcy, bo nie są znane jeszcze inne elementy nowej konstrukcji. Dużo lepszym rozwiązaniem jest przyjęcie już teraz dwu lub kilku głównych scenariuszy rozwoju zdarzeń w tych najbliższych miesiącach i poddanie analizie prawdopodobieństwa i konsekwencji zrealizowania się każdego z nich. Jednym z najważniejszych kryteriów wyróżnienia tych scenariuszy będą czynniki ekonomii politycznej, a przede wszystkim wyniki wrześniowych wyborów w Niemczech.

Oczekiwanie na przebieg kampanii i na wyniki wyborów w Niemczech oznacza, że w pierwszej połowie roku nie zapadną dalsze poważne decyzje dotyczące unii bankowej czy federalizmu budżetowego. Tak więc organy władzy w Polsce mają kilka miesięcy na przygotowanie poważnego raportu na temat kosztów i korzyści członkostwa w strefie euro przy uwzględnieniu alternatywnych scenariuszy przyszłego przebiegu procesów integracyjnych w Europie.

Zanim powstanie podstawowy raport, bardzo dużą rolę w stymulowaniu dyskusji publicznej mają do odegrania organizacje pozarządowe, ośrodki akademickie oraz media. Można by oczekiwać, że kontrowersje wokół przyjęcia euro staną się najważniejszym tematem obrad Kongresu Ekonomistów Polskich.

Ważne argumenty

Bardzo dobrze by się stało, gdyby poparcie społeczne dla członkostwa w strefie euro udało się odbudować i zwiększyć poprzez rzetelne przedstawianie argumentów teoretycznych i empirycznych. Ważne staje się przede wszystkim ich pewne uporządkowanie pod względem rangi, tak aby te o kluczowym znaczeniu nie były wymieniane jednym tchem z tymi o mniejszej wadze. Po drugie, istotne jest wskazywanie, które argumenty wynikają z przeprowadzonych analiz naukowych, a które mają charakter mitów, półprawd i „mądrości obiegowych" formułowanych dla potrzeb walki politycznej.  Po trzecie, często to, co jedna strona traktuje jako koszt, z innej perspektywy może być uznawane za korzyść (i odwrotnie); tak więc należałoby uwypuklać w dyskusji efekty netto czy wypadkową czynników o często przeciwstawnym działaniu.

Można na przykład zauważyć, że przez przeciwników członkostwa zdecydowanie nadmiernie eksponowana i medialnie przereklamowana jest korzyść z własnej waluty w postaci możliwości deprecjacji złotego. Zbyt pochopnie i przesadnie eksponuje się też znaczenie słabości ram instytucjonalnych strefy euro jako przyczyny jej kryzysu, a pomniejsza się rolę kryzysu finansowego (głównie budżetowe skutki ratowania banków) oraz niewłaściwe rozwiązania instytucjonalne i politykę ekonomiczną na poziomie krajowym. Nad tymi i wieloma innymi problemami trzeba spokojnie dyskutować, najpierw przede wszystkim w gronie specjalistów, a następnie ze znajomością rzeczy informować o wyniku prac szerszą publiczność.  Największe ryzyko wiąże się z upolitycznieniem dyskusji i przekształceniem się jej w kolejną odsłonę wojny polsko-polskiej. Dlatego gospodarzami dyskusji powinny być instytucje w możliwie największym stopniu apolityczne, z kluczową rolą Narodowego Banku Polskiego.

Delektując się głównie rzekomymi korzyściami z pozostawania poza strefą euro, politycy i ekonomiści zaniedbali myślenie strategiczne i zostali zaskoczeni przez przyspieszenie zmian instytucjonalnych w strefie euro, mogących oznaczać to, że groźne dla Polski, krążące od lat widmo Europy dwóch prędkości tym razem przybierze realną postać.

Najbardziej jaskrawym przejawem tego zaskoczenia było zbiegnięcie się w czasie wystąpienia premiera Tuska dotyczące konieczności intensyfikacji prac nad przystąpieniem Polski do strefy euro z informacją o ich zawieszeniu przez biuro pełnomocnika rządu ds. euro. Próbując naprawić tę niefortunną sytuację, wiceminister Jacek Dominik przedstawił na konferencji prasowej zarys działań na 2013 rok, co potwierdziło jedynie smutną prawdę o nikłym zaawansowaniu prac. Wystąpienie premiera stwarza szansę na reaktywowanie dyskusji na temat kosztów i korzyści z członkostwa. Na razie jednak dominuje dyskusja o potrzebie dyskusji, której towarzyszą ogólnikowe deklaracje o konieczności pogłębionej analizy korzyści i kosztów oraz pozbawione głębszej myśli stwierdzenia, że powinniśmy przystąpić, gdy będzie to dla Polski korzystne. Aby dyskusja się rozwinęła i doprowadziła do lepszego zrozumienia konsekwencji strategicznego wyboru o byciu w strefie euro czy poza nią, muszą zostać spełnione pewne warunki.

Pozostało 88% artykułu
Ubezpieczenia
PZU z nową strategią. W niej sprzedaż Aliora do Pekao, wzrost zysku i dywidendy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ubezpieczenia
Artur Olech, prezes PZU. O zbrodniach przeszłości i planie na przyszłość
Ubezpieczenia
PZU zaskoczyło na plus wynikami. Kurs mocno w górę
Ubezpieczenia
Solidne wyniki PZU mimo powodzi. Niebawem nowa strategia
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ubezpieczenia
Mało chętnych na Europejską Emeryturę