– W ciągu najbliższych dziesięciu lat liczba punktów ładowania pojazdów elektrycznych na sieci dróg ekspresowych i autostrad powinna się intensywnie rozwijać, wraz z rozwojem infrastruktury drogowej – zapowiedział w sierpniu Andrzej Bittel, sekretarz stanu w resorcie infrastruktury. Jak informował, ma ona objąć co najmniej trzysta ultraszybkich stacji ładowania na samej sieci TEN-T (transeuropejska sieć transportowa – red.), rozmieszczonych co 60 km na sieci bazowej dla pojazdów lekkich i ciężkich oraz co 100 km dla pojazdów ciężkich. A w sumie już w 2025 r. Bittel spodziewa się na polskich drogach 40 tys. ogólnodostępnych punktów ładowania.
Problem w tym, że scenariusz, o którym mówił wiceminister infrastruktury, został opisany w opublikowanym na wiosnę raporcie „Polish EV Outlook 2023” – z pewnymi jednak zastrzeżeniami. – Niezależnie od trendów europejskich tempo rozbudowy infrastruktury w Polsce w kolejnych latach zależy przede wszystkim od działań podjętych przez administrację publiczną. Odpowiednie plany po stronie branży są już przygotowane, ale konieczne jest zapewnienie, że niedoskonałe prawo i przewlekłe procedury nie będą przeszkadzać w ich realizacji – komentował zawartą we wspomnianym raporcie prognozę Maciej Mazur, dyrektor zarządzający Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych, które przygotowało to opracowanie.
– Pod warunkiem wdrożenia działań optymalizacyjnych prognozujemy, że do 2025 r. liczba nowo instalowanych punktów ładowania w Polsce może wzrosnąć ponad dziesięć razy względem 2022 r., do 17 tys. – dodawał szef PSPA. – W efekcie do 2030 r. sieć ogólnodostępnej infrastruktury w naszym kraju będzie liczyć ponad 99,7 tys. punktów. Bez wprowadzenia niezbędnych zmian tempo rozwoju stacji zostanie opóźnione o wiele miesięcy – ucinał. Innymi słowy: piłka jest dziś po stronie rządu. A nam pozostaje na pocieszenie stan obecny: według lipcowej edycji Licznika Elektromobilności mamy dziś w Polsce 2953 stacje ładowania (5884 punkty), w tym 2013 dosyć wolnych ładowarek prądu przemiennego (AC) o mocy mniejszej lub równej 22 kW oraz 940 szybkich stacji ładowania prądem stałym (DC). W lipcu uruchomiono 68 nowych ogólnodostępnych stacji ładowania.
Liderzy i maruderzy
Bilans ten rzeczywiście wypada skromnie w porównaniu z europejskimi liderami. Uwagę zwracają zwłaszcza Niderlandy – państwo, w którym liczbę stacji ładowania szacuje się na ponad 130 tys., a rzeczywistą liczbę wszystkich punktów ładowania – na ponad 0,5 mln. Według rankingu porównywarki USwitch mieszkańcy królestwa mają dostęp do – statystycznie – ponad 24 stacji na 10 km kw. To konsekwencja bardzo intensywnej promocji elektromobilności, obejmującej dopłaty i zachęty podatkowe dla konsumentów decydujących się na auto elektryczne oraz zapowiedzi, że w Niderlandach wszystkie nowe auta sprzedawane po 2030 r. będą zeroemisyjne. Dzięki temu pod względem infrastrukturalnym Holendrzy cieszą się większym komfortem użytkowania elektryków niż inni europejscy liderzy elektromobilności: Norwedzy czy Francuzi.
Inna sprawa, że do tej pory nie było odgórnej presji na pospieszną rozbudowę sieci publicznie dostępnych ładowarek. Jak ocenia platforma analityczna Statzon.com, 70 proc. operacji ładowania pojazdów elektrycznych w Europie odbywa się w domu lub w pracy – tego typu punkty ładowania zwykle mają niewielką moc i „tankowanie” akumulatorów odbywa się tu znacznie dłużej niż na publicznej stacji, ale za to prąd z tego źródła jest tańszy i wyraźnie preferowany przez użytkowników. Rozwój tej infrastruktury ma dla dalszego rozwoju elektromobilności wielkie znaczenie – choć eksperci większą wagę przywiązują tu do rozbudowywania sieci punktów ładowania w miejscu pracy.