I nie chodzi jedynie o linię lotniczą. Zdumienie wzbudziło już wcześniej zwiększenie udziałów przez państwo w grupie Renault/Nissan, co japońskiego akcjonariusza zepchnęło do niewiele znaczącego gracza. Teraz resorty finansów i gospodarki postanowiły wykupić za 46 mln euro 5,1 mln akcji, czyli 1,7 proc., co da państwu pakiet 17,58 proc. i spowoduje, że stanie się ono największym udziałowcem. Wcześniej z pakietem 15,88 proc. akcji francuski rząd miał we francusko-holenderskiej linii 16,1 proc. głosów.
Cała operacja ma zostać przeprowadzona w ogromnym pośpiechu, tak aby zapewnić sobie prawo do podwójnych praw do głosowania po 2 latach. Jest to zgodne z wprowadzoną ustawą w roku 2014, która dała większe prawa akcjonariuszom długoterminowym. Tak jak było to w przypadku Renaulta Nissana, tak i teraz jest z Air France/KLM, francuskim władzom chodzi o to, by spółki najważniejsze dla gospodarki pozostały w rękach francuskich. Powszechnie oczekuje się, że podobny zabieg zostanie przeprowadzony wobec Orange, którego WZA zostało zaplanowane na 27 maja.
Przewoźnik nie jest ani zaskoczony, ani tym bardziej oburzony strategią państwa. Alexandre de Juniac przyjął decyzję rządu znacznie spokojniej, niż Carlos Ghosn, prezes Renaulta/Nissana, który nie ukrywał zdumienia i oburzenia. Linia wydała komunikat, w którym zapewnia, że nowa ustawa jest dla Air France pozytywna i wspiera akcjonariuszy długoterminowych i jak najbardziej jest zgodna ze strategią.
Air France/KLM jest po głębokiej restrukturyzacji. Linia zmniejszyła zatrudnienie o 7,5 tys., bo wcześniej miała znacznie wyższe koszty, niż europejska konkurencja- Grupa Lufthansy, czy IAG, gdzie liderem są British Airways. Nie mówiąc naturalnie o liniach z Zatoki Perskiej - Emirates, Etihad, czy Qatar Airways. Cięcia i oszczędności były wprowadzane przy m.in protestach pilotów, którzy strajkowali rok temu przez prawie trzy tygodnie. Ostatecznie strajk został zakończony po interwencji rządu. Ale protestem francuskich kolegów oburzeni byli piloci holenderscy, bo straty strony francuskiej przekładają się na finanse całej grupy.
Tendencja francuskich władz jest dokładnie odwrotna od tego, co wobec linii lotniczych robią inne europejskie rządy. Włosi w ratowanie Alitalii wciągnęli własny biznes, oddając pakiet kontrolny, a potem pozwolili, by posiadaczem największego pakietu akcji stał się inwestor z Bliskiego Wschodu - Etihad z Abu Zabi. Podobnie zrobili Niemcy z Air Berlin. Hiszpanie chętnie pozwolili na fuzję Iberii z British Airways, a Grecy nie mieli nic przeciwko temu, żeby państwowy Olympic został przejęty przez prywatnego start-upa Aegean Airlines. Rządy Portugalii, Polski oraz Szwecji, Danii oraz Norwegii starają się pozbyć narodowych przewoźników - odpowiednio TAP,LOT i SAS.