Tak jak przed laty, oglądając Teatr Telewizji, odczuwaliśmy przesyt klasycznej literatury i chcieliśmy zobaczyć spektakle mówiące wprost o najnowszej historii i współczesności, tak teraz możemy poczuć głód teatralnej klasyki. Molierowski spektakl jest świętem. Również dlatego, że będziemy mogli oglądać Jerzego Stuhra. Zagrał główną, tragiczną rolę Arnolfa. Mężczyznę żegnającego się z młodością, który stracił nadzieję na miłość, ale tęskni do niej. By przeżyć ją po raz ostatni, trzyma w zamknięciu nastoletnią Anusię (Karolina Chapko), wychowując ją sobie na żonę.
Z Arnolfa można zrobić tyrana, ale w interpretacji Stuhra jest postacią złożoną. Z jednej strony drażni nas jego cynizm, nie kryje bowiem, że tylko głupiutkie, niewykształcone dziewczę gwarantuje spokój w uczuciach i wierność mężowi. Z drugiej zaś widać rozgoryczenie mężczyzny wcześniejszymi niepowodzeniami. Rozpacz wywołaną poczuciem, że życie wkrótce dobiegnie końca, a on nigdy nie czuł się szczęśliwy, kochany.
Molier połączył wątek tragiczny z komediowym, którym jest miłość Anusi do wystającego przed jej oknami Horacego. Francuski dramatopisarz nie szczędzi nam teatralnej zabawy i emocji. Potęguje je fakt, że dzięki splotowi przypadków Arnolf stał się powiernikiem zakochanych. Jednak tylko mu się wydaje, że może zapanować nad młodymi. Nad prawdziwą, czystą miłością zapanować się bowiem nie da.
Sceną, w której służący Arnolfa otwiera celę Anusi, by wpuścić tam swojego pana, można pewnie w uwspółcześnionej inscenizacji nawiązać do historii austriackiego pedofila i jego ofiary – córki, czy podobnych wydarzeń u nas na Podlasiu. Stuhr jest jednak konsekwentnie wierny klasyce i duchowi Moliera. Aktorzy mówią wierszem w przekładzie Artura Międzyrzeckiego.
Ogromną rolę grają historyczne plenery Pieskowej Skały i wnętrza tamtejszego zamku. Akcja toczy się na gwarnej XVII-wiecznej ulicy i podwórkach. Uderza troska o wierność epoce w kostiumach przygotowanych przez Joannę Jaśko-Srokę, a także w nawiązującej do czasów Moliera muzyce Adriana Konarskiego.