To jest jak walenie głową w mur. W minioną sobotę podczas spotkania ze współpracownikami w Berlinie były przewodniczący katalońskiego rządu regionalnego Carles Puigdemont znowu wysunął swoją kandydaturę na to stanowisko. Trybunał Konstytucyjny już kilkakrotnie orzekał, że polityk, który w październiku uciekł z kraju przed wymiarem sprawiedliwości, nie może pełnić takiej funkcji.
Ale ta gra w kotka i myszkę się kończy. Jeśli do 22 maja żadna koalicja w parlamencie w Barcelonie nie zbierze 66 głosów na rzecz nowego premiera, zostaną automatycznie rozpisane nowe wybory regionalne. Partie dążące do niepodległości mają wszelkie szanse przegrać, bo coraz więcej Katalończyków jest zmęczonych trwającym od lat sporem z państwem hiszpańskim.
Najnowszy sondaż dla konserwatywnego dziennika „La Razon" pokazuje, że 53,3 proc. mieszkańców prowincji nie chce niepodległości, podczas gdy 41,8 proc. wciąż się za nią opowiada. To o ok. 10 pkt proc. mniej niż w szczytowym momencie kryzysu politycznego jesienią ub.r. Co więcej, aż 81,3 proc. Katalończyków uważa, że blokada między Barceloną a Madrytem, którą przedłuża podtrzymywanie kandydatury Puigdemonta, „szkodzi Katalonii". A 50,3 proc. nie ma nic przeciw temu, że władze w Madrycie przejęły pół roku temu bezpośrednią kontrolę nad regionem.
Lider radykalnej partii niepodległościowej Katalońska Lewica Republikańska (ERC) Oriol Junqueras, który jest osadzony w więzieniu, dał przez swego zastępcę wyraz zaniepokojenia takim obrotem sprawy. – Musimy utworzyć nowy rząd, aby nie zostawić władzy w rękach wrogów Republiki – powiedział, mając na myśli Katalonię.
Carles Puigdemont ma co prawda plan B: desygnowanie na nowego premiera innego działacza nacjonalistycznego Jordiego Sancheza, który jednak też przebywa w więzieniu i nie może legalnie sprawować funkcji szefa rządu regionalnego. Dopiero opcja D zakłada „przejściowe" mianowanie na to stanowisko bardziej umiarkowanej rzeczniczki partii Puigdemonta JuntsXCat („Razem dla Katalonii') Elsy Artadi. Ale wcale nie jest pewne, że jej kandydaturę poprze lewacka Kandydatura Jedności Ludowej (CUP), bez której secesjoniści nie mają większości w parlamencie regionalnym. Dlatego tak ryzykowne dla Junquerasa jest odkładanie głosowania na ostatnią chwilę.