Była mniej więcej trzecia po południu, gdy do sali wykładowej Uniwersytetu Północnego Illinois na zachód od Chicago wkroczył niespodziewanie młody mężczyzna ze śrutówką. – Kopniakiem otworzył drzwi i zaczął strzelać. Miał na sobie czarną koszulę, czarne spodnie, czarną czapkę. Słyszałem tylko przeraźliwe krzyki – opowiadał telewizji CNN Kevin Mccenery, jeden ze świadków ataku. Według innych relacji zamachowiec wynurzył się nagle zza ciemnej zasłony wiszącej za wykładowcą.
Około 150 studentów uczestniczących w zajęciach z geologii w panice rzuciło się do ucieczki. Napastnik oddał około 30 strzałów ze śrutówki, a potem zaczął strzelać z pistoletu.
Na miejscu zginęły cztery osoby, dwie kolejne zmarły w szpitalu. Cztery są w stanie krytycznym. Świadkowie opowiadali amerykańskim mediom, że widzieli studentów krwawiących obficie z ran po śrucie na twarzy i szyi.
Na miejsce natychmiast przybyły ekipy telewizyjne. Na zdjęciach nadawanych przez amerykańskie stacje można było zobaczyć gmach uniwersytetu, przed którym zbierali się zaniepokojeni ludzie. Raz po raz pod budynek podjeżdżały karetki pogotowia i zabierały rannych do pobliskich szpitali.
Zamachowiec popełnił samobójstwo. Policja nie ujawniła nazwiska napastnika, podała jedynie, że był absolwentem socjologii tej uczelni a obecnie przypuszczalnie studiował gdzie indziej. Motywy jego działania nie są znane.