O strategicznym partnerstwie mieli wczoraj rozmawiać w Warszawie minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski i szef francuskiej dyplomacji Bernard Kouchner. Wyjątkowe relacje między obu krajami podkreślano w grudniu, kiedy z wizytą do Paryża udał się premier Donald Tusk. Okazją do kolejnych deklaracji będzie przyjazd prezydenta Francji do Polski 23 kwietnia, kiedy Nicolas Sarkozy wystąpi przed polskim Sejmem.
– Nie mogę zrozumieć, dlaczego tak wielki zaszczyt przypada politykowi, który nic do tej pory nie zrobił dla Polski – mówi „Rz” jeden z polityków. Większość naszych rozmówców uważa, że za dyplomatyczną fasadą nie ma żadnej treści.
Na bliski sojusz z Paryżem liczył rząd PiS i prezydent Lech Kaczyński. Francja miała im pomóc podczas negocjacji w sprawie nowego unijnego traktatu. Kiedy pojawiła się groźba zerwania szczytu UE przez Polskę, Sarkozy przyjechał do Warszawy i obiecywał zacieśnienie francusko-polskiego sojuszu.
– W rzeczywistości chodziło mu o nakłonienie nas do ustępstw. Chciał pokazać Unii, że jest politykiem, który przełamał impas w sprawie traktatu – mówi polityk byłej ekipy rządzącej.
Do poważnego zgrzytu doszło też na ostatnim szczycie NATO w Bukareszcie, gdzie Francja wbrew polskiej racji stanu nie zgodziła się na objęcie Ukrainy i Gruzji programem przybliżającym je do członkostwa w sojuszu. – To prawda. Mamy pewne kłopoty z wypełnieniem treścią formuły o strategicznym partnerstwie – mówi „Rz” przedstawiciel MSZ proszący o zachowanie anonimowości.