„Pierwszy test Obamy” – tak media określają trudną decyzję nowo koronowanego demokratycznego kandydata na prezydenta. Trudność bierze się przede wszystkim z presji, jaką na Obamę wywiera obóz zwolenników Hillary Clinton.
– Jeśli Clinton zdecydowanie zażąda wiceprezydentury, odmowa może się okazać dla Obamy bardzo niebezpieczna – mówi „Rz” prawicowy politolog i publicysta David Frum. Clinton, która w prawyborach zdobyła co prawda mniejsze poparcie delegatów, ale nieco więcej głosów wyborców, jest wciąż w swej partii postacią wpływową.
Na razie była pierwsza dama zapowiedziała, że podczas wielkiego pożegnalnego wiecu w Waszyngtonie w sobotę oficjalnie uzna wygraną Obamy i poprze jego kandydaturę. Choć Obamy ma tam nie być, w czwartek rozmawiał jednak z Clinton. Spotkanie zorganizowano w tajemnicy. Początkowo nie było nawet jasne gdzie. Pierwsze doniesienia mówiły o waszyngtońskim domu Clintonów. By jednak uniknąć wścibskich reporterów, przeniesiono je do domu senator Dianne Feinstein. W jej salonie Obama i Clinton rozmawiali w cztery oczy, nawet bez najbliższych doradców. Podobno oboje wyszli szeroko uśmiechnięci.
– Zakończyły się prawybory, więc chcieli porozmawiać o połączeniu kampanii i zjednoczeniu partii przed batalią, jaka czeka nas jesienią – wyjaśnił rzecznik Obamy Robert Gibbs.
Nowojorski kolega Hillary Clinton w Senacie Charles Schumer stwierdził, że podczas spotkania temat wiceprezydentury nie został bezpośrednio poruszony. Zapewnił jednak, że jeśli padnie taka propozycja, ona chętnie ją przyjmie, „by służyć swemu krajowi”. – Senator Clinton dała jasno do zrozumienia podczas kampanii, że zrobi wszystko, co w jej mocy, by w Białym Domu zasiadł demokrata. Ale nie zabiega o wiceprezydenturę. Ten wybór należy tylko i wyłącznie do senatora Obamy – stwierdził rzecznik Clinton Howard Wolfson.