We Włoszech stał się cud. Zdrowie urzędników w porównaniu z rokiem ubiegłym – mierząc dniami absencji z powodu choroby – poprawiło się aż o 30 proc. Wszyscy łączą ozdrowienie z sankcjami za nieusprawiedliwioną nieobecność w pracy.
Profesor Renato Brunetta, obejmując w rządzie Silvia Berlusconiego tekę ministra administracji publicznej, zapowiedział radykalne, czasem przykre dla pracowników reformy. Obiecał między innymi, że za półtora roku administracja publiczna wszystkich szczebli przestanie korzystać z usług poczty, a urzędy będą komunikować się ze sobą wyłącznie elektronicznie. Petenci większość spraw też będą mogli załatwić e-mailem. Zapowiedział też zwiększenie wydajności pracy. Na pierwszy ogień poszła horrendalna absencja w pracy.
We Włoszech pracownik państwowy choruje lub z innych usprawiedliwionych powodów jest nieobecny w pracy przez 20 dni w roku. W sektorze prywatnym – 9,5 dnia. Minister postanowił najpierw sięgnąć po dostępne, choć rzadko stosowane narzędzie: inspekcje w domach chorych i tych, którym nagle pękła w mieszkaniu rura. Wprowadził również kilka zmian. Zwolnienia lekarskie muszą pochodzić z państwowego ośrodka zdrowia, a nie od prywatnego lekarza.
Doroczne premie i nagrody będą mniejsze o tyle, ile procentowo w skali roku urzędnik spędził na chorobowym. Przed szczególnie niewydajnymi urzędami pojawiły się nieoznakowane samochody policji skarbowej z kamerą rejestrującą, kiedy pracownicy przychodzą do pracy i kiedy z niej wychodzą.
Pierwsze rezultaty przeszły najśmielsze oczekiwania. W porównaniu z lipcem 2007 r. absencja spadła aż o 30 proc. A policja skarbowa potwierdziła krążące od lat opowieści o tym, że w wielu urzędach pracownicy podbijają sobie nawzajem karty zegarowe, wychodzą bocznym wyjściem na zakupy lub w ogóle nie stawiają się pracy, czego jednak ewidencja nie wykazuje.