Amerykański system wyborczy faworyzuje dwie główne partie – demokratów i republikanów – i niemal uniemożliwia wygraną przedstawicielom innych ugrupowań. Ale w tegorocznych wyborach prezydenckich obok Baracka Obamy i Johna McCaina startuje kilkunastu innych kandydatów.
– Nie mamy dostępu do mediów. Doskonałym przykładem są debaty prezydenckie. Żeby wziąć w nich udział, trzeba mieć 15 proc. poparcia w sondażach. A bez obecności w debatach szanse na wzrost popularności są nikłe. To zamknięty krąg – powiedziała „Rz” Sally Sorian, rzeczniczka niezależnego kandydata na prezydenta Ralpha Nadera – polityka, prawnika, publicysty. W 2004 r. Nader uzyskał jako niezależny zaledwie 0,38 proc. głosów, ale w 2000 r. jako przedstawiciel Partii Zielonych aż 2,74 proc.
Zapytana, dlaczego Nader i inni „trzeci kandydaci” startują w wyborach prezydenckich, choć wiedzą, że nie mają szans, pani Sorian dowodzi, że chodzi o wywarcie nacisku na władze. – Ralph Nader chce wyjścia naszych wojsk z Iraku. Dwie główne partie mówią, że też tego chcą, ale niewiele w tej sprawie robią. Co więcej, angażują się w wojnę w Afganistanie! Promując pewne idee, chcemy zmusić rządzących, by zmienili swoje działania – dodaje.
W najbliższy wtorek żaden z „trzecich kandydatów” nie ma szans na powtórzenie sukcesu Rossa Perota, który w 1992 r. otrzymał około 20 milionów głosów (18,9 proc.).
Ale, jak pisał „Boston Globe”, takie postacie jak Ralph Nader czy reprezentujący Partię Libertariańską (konserwatywni liberałowie) Bob Barr odegrają rolę w stanach, gdzie poparcie dla głównych kandydatów jest zbliżone. Nader może odebrać trochę głosów Barackowi Obamie, a Barr – były republikański kongresman – McCainowi. Tam, gdzie dla głównych kandydatów będą liczyły się ułamki procentu, strata 1 – 2 proc. głosów może mieć dramatyczne skutki. Zwycięzca stanowych wyborów przejmuje bowiem wszystkie głosy elektorskie z tego stanu. W 2000 r. na Florydzie Al Gore przegrał z Bushem o 537 głosów. Nader w tym stanie uzyskał 97 tys. głosów i to być może on odebrał zwycięstwo Gore’owi.