Szwajcarskie władze twierdzą, że nadal nie otrzymały kaucji, która jest jednym z warunków zwolnienia Romana Polańskiego z aresztu. Nie jest także gotowy system monitoringu, który ma informować policję o ruchach reżysera. – Gdyby warunki zostały spełnione, już byłby w Gstaad – stwierdził Folco Galli, rzecznik szwajcarskiego Ministerstwa Sprawiedliwości.
W środę szwajcarski sąd zdecydował, że Polański będzie mógł we własnym domu w Gstaad czekać na decyzję o ewentualnej ekstradycji do USA. Obawiając się jego ucieczki, sąd zażądał kaucji w wysokości 3 milionów euro, która ma zostać uzyskana pod zastaw paryskiego mieszkania reżysera. Podejrzany ma nosić elektroniczną bransoletę. Musi też tymczasowo oddać dokumenty.
W weekend firma ochroniarska instalowała w domu Polańskiego system czujników, które mają zaalarmować władze, gdyby aresztant próbował go opuścić. Objęty aresztem domowym reżyser nie będzie mógł wychodzić na zewnątrz, ale poza tym będzie miał całkowitą swobodę. Może korzystać – bez żadnej kontroli – z telefonu i Internetu. Wolno mu też zapraszać gości.
Rano zaczęto odśnieżać drogę dojazdową do rezydencji Polańskiego, co media odebrały jako znak jego rychłego zwolnienia. Francuski konsul Jean-Luc Faure-Tournaire, który odwiedził więźnia, powiedział jednak dziennikarzom, że prawdopodobnie pozostanie on w areszcie jeszcze kilka dni.
Polański jest oskarżony o dokonanie w 1977 roku w USA gwałtu na 13- letniej Samancie Gailey, którą odurzył alkoholem i narkotykami. Tuż przed ogłoszeniem wyroku mający francuski paszport reżyser zbiegł do Francji, która z zasady nie zgadza się na ekstradycję swoich obywateli. 26 września twórca m.in. „Chinatown”, „Dziecka Rosemary” i „Pianisty” został aresztowany w Szwajcarii, gdzie przyjechał po nagrodę za całokształt twórczości.