Wpadka Romneya jest dla niego bolesna z wielu powodów. Najważniejszy z nich - kandydat na prezydenta obraził 47 proc. wyborców. To ludzie, którzy cztery lata temu głosowali na Baracka Obamę. Romney potrzebuje części tych głosów, by wygrać w listopadzie. Która z tych "ofiar", które nie potrafią jego zdaniem zatroszczyć się o siebie, zagłosuje teraz na kandydata Republikanów?

Ale lewicowa gazeta "Mother Jones", która opublikowała nagrania ze spotkania z bogatymi wyborcami na Florydzie, publikuje kolejne fragmenty wystąpienia Romneya. W jednym z nich Romney przyznaje, że uważa, że Palestyńczycy nie chcą pokoju z Izraelem i dążą jedynie do zniszczenia państwa żydowskiego.

Podobnego zdania co Romney jest spora część amerykańskich obserwatorów konfliktu bliskowschodniego. Również niektórzy prezydenci USA w przeszłości uważali podobnie. Problem w tym, że ujawniając publicznie taki pogląd Romney pozbawia się jakiejkolwiek wiarygodności w przypadku, gdyby został prezydentem. Trudno sobie wyobrazić, by po takiej wypowiedzi kraje arabskie lub sami Palestyńczycy zgodzili się na jego udział w jakichkolwiek poważnych negocjacjach.

Za kilkanaście dni rozpocznie się seria debat prezydenckich. Nie ma żadnej wątpliwości, że Barack Obama wykorzysta najnowszą gafę Romneya, który m.in. uważa, że prezydent jest naiwny, bo myśli, że przekona przeciwników politycznych USA do swego stanowiska swym urokiem osobistym.