Reklama

Trzecia intifada coraz bliżej

Po terrorystycznym ataku na synagogę w Jerozolimie niewielka jest nadzieja na powstrzymanie fali przemocy.

Aktualizacja: 19.11.2014 07:07 Publikacja: 19.11.2014 01:00

Trzecia intifada coraz bliżej

Foto: PAP/EPA

Dwóch Palestyńczyków uzbrojonych w siekiery i noże wtargnęło wczoraj do jednej z synagog w Jerozolimie, masakrując cztery osoby i raniąc dziesięć. Zostali zastrzeleni przez policję. Atak potępił szef Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas. Jednak Hamas i Islamski Dżihad, dwa główne radykalne ugrupowania palestyńskie, wyraziły zadowolenie, wyjaśniając, że atak był aktem odwetu za śmierć ich męczennika, kierowcy autobusu, którego znaleziono dzień wcześniej powieszonego w swym autobusie w Jerozolimie Zachodniej.

Odwet nieuchronny

Od tygodni nie ma praktycznie dnia w Izraelu oraz na okupowanym Zachodnim Brzegu bez ataków terrorystycznych, protestów, demonstracji i zamieszek ulicznych. Dochodzi do tego konflikt w rejonie meczetu Al Aksa i świętego miejsca dla Żydów, Ściany Płaczu, gdzie kilkanaście dni temu od kul palestyńskich ranny został rabin Jehuda Glick. Dowodził, że Żydzi powinni mieć swobodny dostęp na Wzgórze Świątynne, gdzie znajduje się Al Aksa.

Wtorkowy atak w synagodze nie jest bynajmniej ostatnim aktem w rozkręcającej się od lata tego roku spirali przemocy w Izraelu. Premier Beniamin Netanjahu zapowiedział już odwet za atak w synagodze. Po nim nastąpi zapewne odpowiedź ze strony palestyńskiej.

– Istnieją już wszystkie przesłanki do wybuchy trzeciej intifady – przekonuje „Rz" Antoine Basbous, szef paryskiego Obserwatorium Krajów Arabskich. Jego zdaniem Palestyńczycy stracili już wszelką nadzieję, że uda się znaleźć pokojowe rozwiązanie konfliktu. Według nich nie ma już żadnych szans na negocjacje pokojowe, nie ma nadziei na odbudowę Strefy Gazy zniszczonej przez izraelskie pociski latem tego roku i nie ma nadziei na zmianę polityki rządu, który udzielając raz po raz nowych zezwoleń na budowę nowych mieszkań we wschodniej części Jerozolimy, kontynuuje sprawdzoną politykę kolonizacji ziem arabskich.

Mijający rok jest jednym z najbardziej krwawych w konflikcie izraelsko-arabskim. W kwietniu zakończyły się fiaskiem dziewięciomiesięczne wysiłki mediacyjne administracji Baracka Obamy usiłującej doprowadzić do negocjacji palestyńsko–izraelskich. Miałyby stworzyć warunki do zawarcia trwałego pokoju. Rozbieżności dotyczące przyszłego statusu Jerozolimy, jak i losu palestyńskich uchodźców pogrzebały cały proces pokojowy.

Reklama
Reklama

Krajobraz po Gazie

Na konsekwencje nie trzeba było czekać. W czerwcu terroryści Hamasu uprowadzili i zamordowali na Zachodnim Brzegu trzech nastoletnich Izraelczyków. Izrael odpowiedział represjami, masowymi aresztowaniami aktywistów Hamasu. Z rządzonej przez Hamas Strefy Gazy poleciały setki rakiet na terytorium Izraela. W lipcu izraelska armia wkroczyła na kilka tygodni do strefy, pozostawiając dwa tysiące zabitych oraz ruiny.

Takie jest w zarysie tło ostatnich aktów terrorystycznych. – Nie ma mowy o żadnym spadku napięcia. To tak jak z pewnymi równaniami matematycznymi, które nie znajdują rozwiązania – przekonuje „Rz" Bar Schmuel, politolog z izraelskiego Instytutu Polityki i Strategii. Jest przekonany, że nie da się już uniknąć kolejnego powstania palestyńskiego.

Pierwsze w 1987 roku wybuchło w obozach palestyńskich. Utrwaliło się w pamięci jako walka młodocianych Palestyńczyków miotających kamienie na izraelskie siły porządkowe. Druga intifada miała swój początek na Wzgórzu Świątynnym z powodu prowokacyjnej obecności tam Ariela Szarona, premiera i zdeklarowanego jastrzębia. Działo się to po załamaniu wiosną 2000 roku negocjacji pokojowych w Camp David.

Analogia z obecną sytuacją nasuwa się sama.

Nadzieja w USA

– Jedynie Waszyngton jest w stanie zapobiec dalszej eskalacji napięcia, reanimując proces pokojowy – twierdzi Antoine Basbous. – Nie może być mowy o negocjacjach, których warunkiem wstępnym jest powrót milionów Palestyńczyków do Izraela. Nie można od nas oczekiwać, że popełnimy zbiorowe samobójstwo – odpowiada Bar Shmuel. Ma na myśli palestyńskich uciekinierów oraz tych, którzy pod przymusem opuścili przed laty państwo żydowskie.

O wznowieniu rozmów pokojowych nie ma w obecnych warunkach co marzyć. – Nie możemy po prostu czekać z założonymi rękami – mówiła w poniedziałek szefowa europejskiej dyplomacji Federica Mogherini. Jej zdaniem nie wystarczy akt dyplomatycznego uznania państwa palestyńskiego, lecz trzeba stworzyć warunki, aby rzeczywiście powstało.

Reklama
Reklama

W październiku Szwecja jako pierwsze państwo zachodniej Europy uznała Autonomię Palestyńską za niezależne państwo. Gwałtowne protesty Izraela nie wywołały żadnego wrażenia nie tylko w Sztokholmie, ale i innych stolicach.

Parlament Hiszpanii przychylił się wczoraj do wniosku o uznanie Palestyny. Wcześniej za uznaniem opowiedziała się brytyjska Izba Gmin. Pod koniec listopada wypowie się francuskie Zgromadzenie Narodowe. Izrael znalazł się w defensywie.

Nie znaczy to jednak, że rząd premiera Netanjahu zmieni swą politykę. Spór wewnątrz koalicji rządowej na tle budżetowym grozi przedterminowymi wyborami parlamentarnymi już w styczniu przyszłego roku. Szukając poparcia na prawicy, Netanjahu przypomina Palestyńczykom, gdzie jest ich miejsce.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1393
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1392
Świat
„Rzecz w tym”: Kamil Frymark: Podręczniki szkolne to najlepszy przykład wdrażania niemieckiej polityki historycznej
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1391
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1388
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama