Jak wyglądają Niemcy w czasie nieustającego szturmu uchodźców, najlepiej widać na przykładzie niewielkiej, liczącej zaledwie 102 mieszkańców miejscowości Sumte w Dolnej Saksonii. Właśnie przybywają do nich pierwsi imigranci skierowani przez władze landowe. Na początek 500 osób, docelowo 750. Ulokowani zostaną w nieużywanych budynkach gminy, co nie wywołuje zachwytu mieszkańców.
Nic jednak nie wskazuje, aby mieli uciec się do siły w stosunku do przybyszów, jak uczyniło to prawie 30 ubranych na czarno mężczyzn, którzy zaatakowali w nocy z soboty na niedzielę w Magdeburgu uchodźców z Syrii. W saksońskim Freital do mieszkania zajmowanego przez azylantów wrzucono w czasie weekendu ładunki wybuchowe.
Takich i podobnych ataków naliczono już w całym kraju ponad 600, niemal pięć razy więcej niż w roku ubiegłym. Równocześnie jeden z liderów Alternatywy dla Niemiec (AfD), prawicowego ugrupowania zyskującego popularność, wzywa publicznie do użycia broni na granicach w celu odstraszenia napływających co dnia uchodźców. W mediach jest coraz więcej informacji o kradzieżach sklepowych i innych przestępstwach dokonywanych przez azylantów. Niemcy mają dość przybyszów.
Tymczasem do Bawarii nadal napływa codziennie co najmniej 5–8 tys. uchodźców. Udało się na razie uzgodnić z Austrią, że granicę będzie przekraczało nie więcej niż 50 uchodźców na godzinę w jednym punkcie. To pozwoli niemieckim służbom odpowiednio się nimi zająć. Nie rozwiązuje to jednak problemu i napływ imigrantów nadal jest nieakceptowalny, przez premiera Bawarii Horsta Seehofera. Żąda kategorycznie od kanclerz Merkel, aby porozumiała się z Wiedniem w sprawie ograniczenia potoku uchodźców.
W niedzielę doszło w sprawie uchodźców do decydującej rozmowy szefów partii koalicyjnych: kanclerz Angeli Merkel, Horsta Seehofera z CSU oraz wicekanclerza Sigmara Gabriela z SPD. Niczego nie uzgodniono, odkładając ewentualne decyzje do czwartku. Kolejną kością niezgody stał się pomysł organizacji tzw. stref tranzytowych. Miałyby powstać w pobliżu południowych granic Niemiec i trafiający do nich imigranci mieliby zostać poddani szybkiej procedurze oceny ich szans na uzyskanie azylu w Niemczech.
W wypadku gdyby okazać się miało, że są uchodźcami ekonomicznymi lub też pochodzą z jednego z krajów traktowanych jako pewne, mieliby zostać natychmiast odesłani do kraju pochodzenia. Tym samym zdecydowanie miałby zostać ograniczony napływ imigrantów z krajów bałkańskich, których grubo ponad 100 tys. stara się już o azyl w Niemczech, a kolejne tysiące nadal napływają.
Strefy takie istnieją od dawna na niemieckich lotniskach i mają umocowanie prawne. Jednak zdaniem SPD zastosowanie tej metody w szerszym zakresie oznaczałoby dla Niemiec moralną katastrofę. – Byłby to ogromny obóz, w którym zamknięte byłyby całe rodziny, mężczyźni, kobiety i dzieci – tłumaczy Aydan Özoguz (SPD), pełnomocniczka rządu ds. uchodźców. SPD nie chce żadnych obozów, wiedząc doskonale, jakie byłyby reakcje na świecie. – Jest dla nas jasne, że żadne strefy przymusowego zatrzymania powstać nie mogą – twierdzi Heiko Maas (SPD), minister sprawiedliwości.