Jeśli wierzyć rosyjskim statystykom, które nie muszą być prawdziwe.
Więc jeśli międzynarodowe sankcje nie zadziałają w ciągu pięciu lat, Chiny mogą dojść do wniosku, że presja międzynarodowa nie wystarczy i mogą zdecydować się na narażenie globalnej ekonomii, atakując Tajwan. Będzie kryzys, fakt, ale ważniejsze jest to, co wydarzy się później. Czy aby wszystko nie wróci do normalności? Spójrzmy na to, co się wydarzyło z Hongkongiem. Cały świat mówił o katastrofie, ale dziś Hongkong znów funkcjonuje normalnie. Trzeba więc wyciągać wnioski z tej lekcji. Możemy powstrzymywać Chiny, ale te mogą kalkulować, że niezaatakowanie Tajwanu będzie jeszcze bardziej kosztowne. Nie byłbym więc aż takim optymistą, że nie dojdzie do inwazji ze względów ekonomicznych. Chińskie wyliczenia w sprawie kosztów i korzyści mogą być zupełnie inne od naszych, choć z pewnością w pańskiej tezie o „nieopłacalności” ataku jest dużo racji.
Czy w związku z wojną w Ukrainie epicentrum globalnej polityki przemieściło się z Pacyfiku i Morza Południowochińskiego do Europy i do strefy euroatlantyckiej?
W rozmowach z kolegami z Waszyngtonu wciąż słyszę, że region Pacyfiku jest ważniejszy. Ale efekt szoku z Ukrainy po tym, jak agresywnie została zaatakowana, jest wstrząsający. I każe zadać pytanie, czy USA utrzyma swoje zaangażowanie w regionie, gdyby Chiny zaatakowały Tajwan. Teoretycznie są tu siły militarne, ale co z politykami? Czy naprawdę potrafiliby zaangażować się w sprawę Cieśniny Tajwańskiej? Czy poświeciliby życie swoich żołnierzy? To nie jest takie oczywiste. Dlatego też musimy ulepszyć nasze możliwości obrony.
Czy istnieje jakaś formalna gwarancja obrony Tajwanu ze strony USA?
Tak. Po tym, jak na początku lat 70. Tajwan stracił uznanie międzynarodowe na rzecz ChRL, doszło do sformalizowania relacji Tajpej z Waszyngtonem. Niemniej trudno powiedzieć, do jakiego stopnia USA jest zaangażowane na Tajwanie. Według nas jest to specjalny układ związany z budowaniem możliwości obronnych Tajwanu, ale wobec braku formalnej suwerenności nie jest pewne, czy USA będzie wyspy broniło. Wracając do kwestii gospodarczych, wydaje mi się, że Japonia nie ma na celu stworzenia czarno-białego stanu światowych powiązań, ponieważ bardzo angażuje się ekonomicznie w Chinach. To samo dotyczy Azji Południowo-Wschodniej. Są to obszary bardzo wartościowe z perspektywy łańcucha dostaw, tymczasem Azja Południowo-Wschodnia zaczyna ciążyć w kierunku Chin. Zatem, jeśli byśmy podejmowali wybory skrajnie dogmatycznie, nasi partnerzy musieliby wybierać między Chinami i Japonią. Nie chcemy takiego czarno-białego podziału. Próbujemy być bardziej „szarzy” w tych relacjach. To znaczy, konkurujemy z Chinami na wielu polach, ale nie stawiamy nikogo przed wyborem: Tokio albo Pekin. Taka jest nasza polityka w Azji Południowo-Wschodniej, Indiach, Pakistanie i innych krajach.
Czy obserwując Chiny, dostrzega pan odwrót od polityki promowania wolnego rynku na rzecz gospodarki państwowej? Czy w tym sensie Xi jest bliski pomysłom i praktykom z czasów Mao?
Zgadzam się z analizą Kevina Rudda, byłego premiera Australii, który jest wybitnym ekspertem od Chin, zna oficjalną chińską doktrynę i napisał wyśmienitą pracę o chińskiej polityce zagranicznej. Próbuje w niej pokazać, że – jak pan wspomniał – polityka reformy się skończyła. Xi Jinping kapitalizuje dla państwa wolny rynek Chin, który powstał dzięki reformom w ostatnich dekadach, włączając w to firmy technologiczne oraz całą sferę cyfrową. Oczywiście ideologia Xi wywodzi się w jakimś stopniu z myśli Mao i w tym sensie mamy analogię. Państwo przejmuje zakumulowany kapitał tak, jak maoiści przejmowali bogactwo Chin wytworzone w latach 20. i 30. To motywacja ideologiczna. Państwo „zabiera wolność” takim firmom jak Alibaba czy Tencent. Pozostaje pytanie, jak teraz sobie poradzą. Może całkiem nieźle? Na pewno znaleźli się pod presją chińskiego rządu, który ma inne ambitne plany w sektorach publicznych, w dziedzinach finansów, infrastruktury, energii. To dziś priorytet dla Xi. Zatem aktualny do niedawna plan, by chińskiej gospodarce przewodzili prywatni przedsiębiorcy, skończył się. Mam nadzieję, że dalej pozostaje potencjał, ale Jack Ma i wiele innych wielkich talentów w Chinach jest straconych, ponieważ ośmielili się wybić ponad przeciętność.
Może po kolejnym zwrocie pojawią się nowi liderzy. Inaczej myślący.
Nowi liderzy mogą przyjść tylko po śmierci Xi Jinpinga. Nie sądzę, żeby oddał władzę dobrowolnie. Może ze względu na stan zdrowia. A nowi liderzy po XX zjeździe komunistycznej partii? Wydaje się, że potencjalni reformatorzy stracili swoją moc i została tylko taka „czerwona armia”, która słucha się ludzi Xi Jinpinga. Więc Chiny mają ponad miliard mieszkańców, ale są jednocześnie kontrolowane przez jednego człowieka.
Ken Jimbo
Ken Jimbo jest profesorem na tokijskim uniwersytecie Keiō, ekspertem w dziedzinie Indo-Pacyfiku