W czasie posiedzenia Siergiej Ławrow przekonywał, że państwa NATO „nie są gotowe na przyjęcie rosyjskich propozycji gwarancji bezpieczeństwa”. Jak mówił, Moskwa zaproponowała „powrót do konfiguracji sił NATO sprzed 1997 roku”, którą to propozycję odrzucono.
Ławrow dodał, że jego zdaniem „należy kontynuować negocjacje dyplomatyczne”, ale prowadzić je „przede wszystkim z USA”, ponieważ państwa członkowskie NATO „zrobią to, co zaproponuje Waszyngton”. Zapowiedział też, że spotka się ze swoim amerykańskim odpowiednikiem Antonym Blinkenem 24 lutego w Rzymie. Spotkanie szefów dyplomacji Rosji i USA miało być jednym z warunków spotkania Joe Bidena z Władimirem Putinem, wynegocjowanego przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Podstawowym warunkiem jest powstrzymanie się Rosji od inwazji na Ukrainę.
Dmitrij Kozak, wiceszef administracji prezydenta Rosji, stwierdził, że „dziś widać, że ani Ukrainie, ani Zachodowi Donbas nie jest potrzebny”, w regionie tym jest coraz trudniejsza sytuacja gospodarcza, a status tych terytoriów nie jest uregulowany i nie widać postępu w tej kwestii. Jego zdaniem porozumienia mińskie „nie działają”. - Nie ma woli po stronie ukraińskiej - przekonywał.
O ocenę sytuacji zostali poproszeni dyrektor Federalnej Służby Bezpieczeństwa i minister obrony. Ten drugi przekonywał, że Ukraina prowadzi ostrzał z ciężkiego uzbrojenia i sprowadza na granicę ciężki sprzęt, w tym ponad 300 czołgów. Niespodziewanie Siergiej Szojgu zaczął też mówić o „planach Wołodymyra Zełenskiego powrotu Ukrainy do statusu państwa atomowego”. Przekonywał, że „skoro broń atomowa jest na terenie Niemiec, może się pojawić na Ukrainie a system Toczka (radziecki taktyczny zestaw rakietowy klasy ziemia-ziemia z pociskami balistycznymi - red.) może przenosić takie uzbrojenie”. Według niego Ukraina „ma większe możliwości atomowe niż Korea Północna i Iran”.
Dmitrij Miedwiediew ocenił z kolei, że „Zachód chce postawić Rosję w sytuacji bez wyjścia”. Podobnie jak Dmitrij Kozak mówił, że Donieck „nie jest potrzebny Ukrainie”. - To karta przetargowa dla Kijowa - mówił. - DNR i ŁNR zwróciły się do nas o uznanie ich niezależności. Nasz parlament to poparł. Przypomina mi się rok 2008 i Gruzja. Wiadomo, co się działo wówczas, co spotkało ludzi żyjących na tych terenach. Tym razem potencjał możliwego konfliktu jest dużo większy - powiedział, wnosząc o uznanie państwowości separatystycznych republik. Szybko z jego zdaniem zgodzili się inni przemawiający na Radzie. Co więcej, Władimir Kołokolcew, minister spraw wewnętrznych, zaproponował Putinowi, by uznać republiki w ich granicach sprzed 2014 r. - a więc włączając miasta takie jak Słowiańsk, Mariupol i Kramatorsk, które są obecnie pod kontrolą Ukrainy.