Zamach stanu rozpoczął się o 22.00. Wiele wskazuje na to, że tureckie służby (Narodowa Organizacja Wywiadowcza, turecki skrót: MIT) nic nie wiedziały o jego przygotowaniu. Dopiero cztery godziny przed atakiem puczystów wzmogły czujność, bo zaobserwowały dziwne ruchy wojsk w Ankarze i Stambule.
MIT była ostatnio bardziej zajęta rozpracowywaniem dżihadystów z tzw. Państwa Islamskiego i organizacji kurdyjskich niż uważanych teraz za największych wrogów Turcji zwolenników mieszkającego w USA kaznodziei Fethullaha Gülena. Na dodatek długo nie mogła sobie poradzić z przechwyceniem wiadomości, które przesyłali sobie wojskowi oddani Gülenowi.
Amerykański dziennik „Wall Street Journal" dowiedział się z anonimowych źródeł w tureckich służbach, że MIT ostatniej zimy wykryła, iż oficerowie z organizacji Gülena porozumiewali się dzięki specjalnej aplikacji ByLock. Ale gdy się zorientowali, że ten kanał informacji jest namierzony, szybko przerzucili się na inne systemy łączności. MIT ich nie rozpracowała. Nie przechwyciła żadnej wiadomości, w której byłaby mowa o przygotowywanym zamachu stanu. Do ostatniej chwili nic o tym nie wiedziała.
Podejrzenie wzbudziło tylko nagranie na YouTube z marca, skierowane do wyznawców Fethullaha Gülena – pojawił się na nim w innym niż zwykle ubiorze. Miał na sobie kurtkę w kolorze khaki, przypominającą część munduru wojskowego. Na innych nagraniach jest w czarnej marynarce bez krawata lub ciemnoszarym płaszczu i białej muzułmańskiej czapeczce. Może był to jakiś przekaz dla gülenistów. Jednak nawet wielu z nich podobno nie zorientowało się, jak go odczytać.
„Powtarzam, strzelajcie do tłumu"
Władze tureckie zaraz po stłumieniu puczu ogłosiły, że stoi za nim Gülen, czemu on – jeszcze trzy lata temu bliski sojusznik Recepa Erdogana – stanowczo zaprzecza.