- Głosowałam na Julię Tymoszenko. Może jak ona wygra, to coś się zmieni. Ale nie wiem, czy u nas - mówi sprzedawczyni w sklepiku spożywczym. - Pracuję w fabryce porcelany. Ale tam nie płacą od marca. Od marca! Więc dorabiam w sklepie - dodaje i przedstawia się: - Julia Dobrowolska. Polka? Oczywiście, że Polka, choć mówi po ukraińsku.
Dołbysz (inaczej - Dowbysz), 50 kilometrów na zachód od Żytomierza, to najbardziej polska miejscowość na Ukrainie. Ponad połowa jej mieszkańców to Polacy.
W drodze do lokalu wyborczego ludzie mijali niszczejący i zarastający krzakami cokół nieistniejącego już pomnika z jedynym na terytorium dawnego ZSRR napisem literami alfabetu łacińskiego "Lenin". Dołbysz, który w latach 1925 - 1935 nazywał się Marchlewsk, był stolicą polskiego rejonu autonomicznego, Radzieckiej Marchlewszczyzny. Dziś jest podupadłym miasteczkiem, które powoli zapomina o swojej przeszłości, a przyszłości nie widzi.
Ksiądz Stanisław Firut, proboszcz tutejszej parafii katolickiej, rozkłada ręce: - Jaka tu ma być przyszłość? Główny zakład pracy, fabryka porcelany, zatrudniał niegdyś 1,5 tysiąca ludzi, dziś 150 osób. Nie płacą niemal w ogóle, po dwóch - trzech latach ogłaszają bankructwo, zmienia się właściciel, znów coś obiecuje i nic... - mówi. - Starsze pokolenie tęskni za ZSRR, młodsze nie wie, co robić. Wielu wyjeżdża.
Wybudowany niedawno kościół (stary został zburzony za czasów radzieckich) to dziś najokazalszy gmach w Dołbyszu. W niedziele na trzech mszach bywa łącznie 800 osób. Poza tym w Dołbyszu jest jeszcze okazała szkoła wybudowana za polskie pieniądze, dzięki czemu 250 dzieci - prawie połowa wszystkich uczniów - uczy się polskiego. Jest piekarnia szefa polskiego stowarzyszenia Stefana Kuriaty. Maleńki domek - poliklinika. No i kilka sklepów, a naprzeciwko cokołu z napisem "Lenin" -kafe, ni to bar, ni to kawiarnia, z której dobiegają skoczne dźwięki muzyki.