Nowe szyldy partyjne, wciąż ci sami ludzie

Dziś i jutro Włosi idą do urn. W praktyce mają do wyboru tylko dwa bloki: centroprawicę Silvio Berlusconiego i centrolewicę Waltera Veltroniego - pisze nasz korespondent z Rzymu

Aktualizacja: 14.04.2008 03:20 Publikacja: 12.04.2008 07:23

Im mniejsza będzie frekwencja, tym większe szanse na zwycięstwo będzie miała Partia Demokratyczna. E

Im mniejsza będzie frekwencja, tym większe szanse na zwycięstwo będzie miała Partia Demokratyczna. Elektorat lewicy zawsze gremialnie idzie do urn

Foto: AFP

Oba ugrupowania w porównaniu z poprzednimi wyborami występują pod nowymi szyldami. Centroprawica (Forza Italia, Sojusz Narodowy, Liga Północna) nazywa się teraz Lud Wolności i nie ma w niej Unii chadeków, którzy śmiertelnie skłóceni z Berlusconim startują osobno.

Z kolei centrolewica, wyciągając wnioski z przykrych doświadczeń koalicji Romano Prodiego, wyprosiła ze swoich szeregów radykalną lewicę, która we Włoszech zawsze może liczyć na 7 – 9 proc. głosów. I stworzyła Partię Demokratyczną. Na jej czele stanął charyzmatyczny burmistrz Rzymu Walter Veltroni. Prodi, w zgodnej opinii Włochów, po 22 miesiącach rządów uznany za wzór niezdecydowania, nieskuteczności i politycznego dryfu, stał się kozłem ofiarnym i poszedł na polityczną emeryturę.

W związku z fatalną sytuacją gospodarczą kraju i rozczarowaniem Włochów do klasy politycznej, programy wyborcze różnią się wyłącznie detalami. Oba ugrupowania obiecują to samo: zmniejszenie podatków i wzrost zarobków poprzez obniżenie kosztów polityki i reformy strukturalne. Zakończona w piątek kampania wyborcza była wyjątkowo nudna. Veltroni agitował pod optymistycznym hasłem: „Da się zrobić“ i starał się przekonać Włochów, że jego nowa partia nie ma nic wspólnego z rozbitą, nieskuteczną koalicją Romano Prodiego. Berlusconi argumentował, że PD właśnie stamtąd się wywodzi, a na sztandarach wypisał: „Italio, podnieś się!“ (z kolan). Zapowiedział szereg koniecznych, choć bolesnych dla Włochów decyzji, by wyprowadzić kraj z kryzysu.

Włosi idą więc do wyborów z poczuciem bezsilności, złości i ogromnego rozczarowania. Opublikowana w lecie ubiegłego roku książka „Kasta“, która stała się wydawniczym przebojem, unaoczniła im, że rządzi nimi wyalienowana, nepotyczna, pasożytnicza klasa polityczna. Rządy Prodiego zakończyły się katastrofą: podatki wzrosły, a nie zmieniło się nic. Symbolem słabości państwa w konfrontacji z mafią i korupcją stały się niewywiezione do dziś neapolitańskie śmieci. Obrazu dopełnia bliskie bankructwo Alitalii (2 mln euro strat dziennie), której nikt nie chce kupić, bo w należących w części do Skarbu Państwa liniach lotniczych rządzą bardzo silne związki zawodowe.

Co więcej, dzięki opublikowanym ostatnio statystykom OBWE Włosi dowiedzieli się, że tracą dystans do Europy. Zarabiają dwa razy mniej od Brytyjczyków i o połowę mniej od Francuzów. Portfele zieją pustką i pierwszy raz od długiego czasu zmalały oszczędności w bankach i funduszach inwestycyjnych. 4,5 mln młodych ludzi pracuje za grosze na umowy-zlecenia. To nowa włoska klasa społeczna, tzw. precari (niepewni). Wszyscy zdają sobie świetnie sprawę, że bez względu na wynik wyborów powierzają swój los w ręce ludzi, którzy w różnych konfiguracjach rządzili przez kilkanaście ostatnich lat i sprowadzili im na głowę obecną katastrofę.

Gdy zgodnie z ustawą wyborczą w sobotę 29 marca opublikowano ostatni sondaż, Berlusconi prowadził o 6 – 8 punktów procentowych nad Veltronim. Zdaniem obserwatorów od tej pory w kampanii nie stało się nic, co mogłoby znacząco wpłynąć na preferencje wyborców. Mimo to z kilku powodów nikt nie waży się przesądzać wyników głosowania.

Po pierwsze istnieją obawy, że wielu rozczarowanych Włochów zostanie w domu, co pozbawi głosów przede wszystkim Berlusconiego, ponieważ elektorat lewicy zawsze idzie gremialnie do urn. Po drugie za sprawą kuriozalnej ordynacji wyborczej zwycięzca w skali całego kraju, nawet jeśli zdobył tylko jeden głos więcej, otrzymuje automatycznie 54 proc. miejsc w Izbie Reprezentantów. W wyborach do Senatu podobna premia przyznawana jest jednak w każdym z regionów. Z symulacji wynika, że Veltroni – przegrywając w skali kraju – może mieć większość w Senacie, co praktycznie uniemożliwia rządzenie.

Silvio Berlusconi, centroprawica

Dynamiczny, agresywny i populistyczny. Wszedł do polityki po pięćdziesiątce jako najbogatszy Włoch. Mimo licznych gaf oraz procesów o korupcję już dwa razy był premierem

Syn skromnego urzędnika bankowego i sekretarki. Skończył prawo w Mediolanie, by zostać inwestorem budowlanym. Do dzisiaj nie jest jasne, skąd wziął na to pieniądze. Jako pierwszy we Włoszech dostrzegł ogromny potencjał telewizji. Zaczął od kupna osiedlowej stacji w Mediolanie, by pod koniec lat 80. stać się właścicielem imperium (dziś pod nazwą Mediaset), które dzięki trzem programom skutecznie konkuruje z telewizją publiczną RAI.

Mimo licznych procesów, nigdy nie udowodniono mu korupcji

Berlusconi wiele zawdzięczał ponoć nie do końca bezinteresownej przyjaźni z Bettino Craxim, przywódcą socjalistów i premierem w latach 1983 – 1987. Gdy wielka afera korupcyjna zmiotła w 1992 roku ze sceny chadecję i socjalistów, w polityczną próżnię wkroczył Berlusconi, i kilka miesięcy po utworzeniu prawicowo-liberalnej partii Forza Italia w 1994 roku pierwszy raz został premierem. Wśród komentatorów przeważa opinia, że gdy zabrakło politycznego parasola (Craxi zbiegł do Tunezji), musiał, broniąc własnych interesów, wejść do polityki. Wygrał dzięki mitowi genialnego biznesmena – był już najbogatszym Włochem – który wszystko zawdzięcza sobie. Jako człowiek z zewnątrz zdobył też poparcie wyborców rozczarowanych skorumpowaną klasą polityczną. Dwa lata później, gdy z koalicji wycofała się ksenofobiczna Liga Północna, musiał zrezygnować.

Na fotel premiera wrócił w 2001 roku, wygrywając zdecydowanie wybory w aurze zbawcy narodu mimo ciągnących się do dziś licznych procesów o korupcję, w których jednak nic mu nie udowodniono. Berlusconi zamiast doprowadzić do obiecywanego cudu gospodarczego, skroił kilka ustaw na własną miarę (m.in. fałszowanie bilansów firm przestało być przestępstwem), popełnił również wiele gaf towarzyskich i politycznych, a w wyborach w 2006 roku, prowadził zbyt napastliwą kampanię – nawet jak na włoskie standardy. Dlatego przegrał z centrolewicową koalicją Romano Prodiego, która w lutym po 22 miesiącach kłótni odeszła w niesławie. W czasie kampanii Berlusconi zachowywał się w miarę spokojnie, a wobec fatalnej sytuacji gospodarczej kraju nie obiecywał już cudów, a tylko krew, pot i łzy.

pik

Walter Veltroni, centrolewica

Mistrz politycznej ostrożności i cierpliwości, czarodziej public relations, ze szczególnym zamiłowaniem do kultury wyższej

Zamiłowaniem do komunizmu zaraził się od brata. Gdy miał 13 lat, zbierał pieniądze dla Wietkongu. Skończył gimnazjum o profilu telewizyjno-filmowym. Miał być reżyserem filmu telewizyjnego „Pistolet w szufladzie”, ale wolał funkcję szefa rzymskiej młodzieżówki komunistycznej.

Wkrótce został pupilkiem Enrico Berlinguera. ZSRR i Breżniewa uważał za osobistych wrogów. Brzydził się terroryzmem Czerwonych Brygad. Fascynowała go dynamika, swoboda i kultura USA (napisał nawet hagiograficzną książkę o Robercie Kennedym). Jako 21-latek został najmłodszym radnym Rzymu. W 1987 r. został posłem i członkiem sekretariatu włoskiej Partii Komunistycznej. Potem wyjaśni, że nie trzeba było być komunistą, by należeć do partii, bo takie były czasy. Kierował przekształceniem partii w Demokratyczną Lewicę, gdy komunistom na głowę spadł berliński mur. Jako redaktor naczelny komunistycznego dziennika „Unita” drukował w formie dodatków Ewangelie. W latach 1996 – 1998 był wicepremierem w rządzie Prodiego, a potem stanął na czele Demokratów Lewicy. Jednak w wyborach 2001 r. chytrze wystawił Berlusconiemu na odstrzał Francesco Rutellego, by zająć jego miejsce na fotelu burmistrza Rzymu. Popularność budował, fundując rzymianom darmowe koncerty idoli swej młodości: Paula McCartneya, Simona i Garfunkela, Eltona Johna i Boba Geldofa. Zorganizował rzymski festiwal filmowy i rzymskie białe noce, podczas których do rana trwają koncerty, czynne są restauracje, kina, muzea i sklepy. Za jego rządów Rzym nawiązał do atmosfery dolce vita lat 60.

Jako 21-latek został najmłodszym radnym Rzymu

Do polityki wprowadził niespotykaną we Włoszech jakość: pozbawiony agresji język, powściągliwy uśmiech, umiar i zdolność do kompromisu. By opisać ten zespół cech, Włosi wymyślili słowo „buonismo” (buono – dobry), oznaczające „ostentacyjną manifestację dobrych uczuć, tolerancji i życzliwości wobec przeciwników”. Zaadoptował na odległość dwoje dzieci w Mozambiku, a o afrykańskiej biedzie na podstawie licznych podróży napisał książkę „Być może Bóg jest chory”. Wzorowy mąż i ojciec, nieuwikłany w żaden skandal obyczajowy. Jeśli zaś chodzi o poglądy, jest amorficzny: niekomunistyczny komunista, niewierzący, ale trochę wierzy, popiera prawo do aborcji, ale nie małżeństwa gejów.

pik

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019