Goszczący w Waszyngtonie szef gruzińskiej dyplomacji Dawid Bakradze usiłował przekonać Amerykanów do potępienia Rosji. Chodzi o decyzję Moskwy o nawiązaniu bliższych stosunków z dwiema separatystycznymi republikami formalnie należącymi do Gruzji: Abchazją i Osetią Południową. Wśród rozmówców Bakradzego mieli być sekretarz stanu Condoleezza Rice i doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego Stephen Hadley.
– Oczekujemy bardzo wyraźnego stanowiska dyplomacji amerykańskiej, że taka polityka nie będzie akceptowana. Rosja musi otrzymać sygnał, że podobne działania będą miały wysoką cenę polityczną – mówił Bakradze, który o „obronę przed Rosją” zaapelował też do całej wspólnoty międzynarodowej. Jego zdaniem Moskwa chce sprowokować konflikt z Gruzją, by przejąć kontrolę nad separatystycznymi regionami.
Nie jest jednak pewne, czy amerykańska administracja zechce zaognić stosunki z Rosją w sytuacji, gdy już się spiera z nią o tarczę antyrakietową i Kosowo. Wczoraj wieczorem czasu polskiego wysoki urzędnik Departamentu Stanu Matthew Bryza mówił jedynie, że sytuacja jest „niezwykle poważna”, i wyraził poparcie dla Gruzji.
Moskwa zaś w dalszym ciągu oskarża Gruzję o przeprowadzenie niezgodnego z porozumieniem pokojowym przelotu bezzałogowego samolotu szpiegowskiego nad Abchazją. Rosjanie twierdzą, że nie mają z tym nic wspólnego i że maszyna była uzbrojona. Gruzini zaprzeczają i pokazują film dowodzący, że samolotu nie zestrzeliło lotnictwo Abchazji (dysponujące jedynie szkolnymi odrzutowcami typu L-59), ale rosyjski samolot typu MiG-29.
W nocy ze środy na czwartek sprawą miała się zająć Rada Bezpieczeństwa ONZ.