Właśnie zmęczeniem obserwatorzy amerykańskich prawyborów tłumaczą popełniane w kampanii - zwłaszcza przez demokratycznych pretendentów do prezydentury - niewymuszone błędy, by użyć tenisowej terminologii. Takie błędy, jak uznane za obraźliwe uwagi Baracka Obamy o mieszkańcach pensylwańskich małych miasteczek, czy zmyślone przez Hillary Clinton opowieści o chwilach grozy w Bośni.
71-letni republikański kandydat John McCain, który nominację swej partii ma już od marca w kieszeni, nie musi wstawać przed świtem i kłaść się długo po zachodzie słońca. Może ograniczyć swą aktywność do jednego czy dwóch publicznych występów dziennie oraz poświęcać uwagę gromadzeniu funduszy i przygotowaniom do ostatecznej walki wyborczej z kandydatem lub kandydatką demokratów. A w wolnym czasie - po prostu odpoczywać. Odkąd zapewnił sobie partyjny sukces, spędza większość weekendów prywatnie, w Phoenix lub w domku w Sedonie w stanie Arizona.
Na taki luksus nie mogą sobie pozwolić ani Obama, ani Clinton. 6 maja staną do kolejnego bardzo ważnego starcia, w Indianie i Karolinie Północnej. Ich kampanijny dzień w najbardziej gorących okresach trwa nawet 20 godzin.
Gdy zapytano 46-letniego Obamę, czy jest zmęczony, odparł: "Czasami. Tak, oczywiście". - Walczę o nominację już od około 15 miesięcy. Dzieci, które przyszły na świat w dniu, kiedy ogłosiłem decyzję o kandydowaniu, teraz chodzą i mówią - mówi senator z Illinois. Skarży się, że rzadko może pobyć z rodziną. W zeszłym miesiącu zabrał żonę i córeczki na Wyspy Dziewicze na krótkie wakacje, ale była to jedna z nielicznych chwil rodzinnego życia.
Ze zmęczeniem polityk walczy, ucinając sobie krótkie drzemki na pokładzie samolotu. Stara się też nie zaniedbywać codziennych ćwiczeń fizycznych. Ale uważni obserwatorzy spostrzegli oznaki stresu - choćby to, że przez czas kampanii Obamie przybyło siwych włosów.